Reforma samorządowa udała się w Polsce jak mało która, ale sami samorządowcy już od lat apelują o jej dokończenie. To znaczy naprawę finansów i większą swobodę w wykonywaniu zadań. „Życie Regionów" sprawdziło, jaką odpowiedź na te postulaty mają największe partie polityczne.
Totalna zmiana
Platforma Obywatelska proponuje, by – po pierwsze – przekazać władzom lokalnym jeszcze więcej kompetencji, przede wszystkim tych, którymi dziś zajmuje się wojewoda. Oznaczałoby to likwidację urzędów wojewódzkich. Po drugie – zapewnić stabilne źródła finansowania nowych i już wykonywanych zadań.
By tego dokonać, według PO konieczna jest prawdziwa rewolucja w finansach publicznych. Podatki dochodowe PIT i CIT miałyby w całości pozostawać w samorządach i stanowić ich dochody własne. Obecnie z PIT do lokalnych budżetów trafia ok. 50 proc., a z CIT – 21 proc. Według naszych wyliczeń, gdyby – hipotetycznie – te zmiany weszły w życie w 2017 r., miasta, gminy, powiaty i województwa dostałyby z podatków dochodowych ok. 135 mld zł zamiast 53,2 mld zł, czyli 2,5 razy więcej.
Taka wizja jest oczywiście zbyt piękna, by była możliwa. Propozycja PO zakłada więc też i pewne ubytki dla samorządów, czyli prawdopodobnie likwidację subwencji ogólnej, która w zeszłym roku wynosiła ok. 55 mld zł. W sumie więc bilans korzyści z propozycji PO byłby znacznie mniejszy, choć i tak dodatni dla samorządów.
Coś za coś
Niezbędnym uzupełnieniem reformy miałby być fundusz solidarnościowy finansowany po części przez budżet centralny (z VAT), po części z budżetów bardziej zamożnych miast, fundusz o wartości kilkunastu miliardów złotych. Miałby on umożliwiać transfery do gmin o słabszej kondycji finansowej, które straciłyby na rewolucji proponowanej przez PO. Chodzi o ponad 1900 gmin wiejskich (według wyliczeń samej Platformy), których dochody z PIT i CIT są niższe niż dochody z subwencji ogólnej.