Rakowski chciał nadać ludziom prawo stowarzyszania się według własnego uznania, bez konieczności zdobywania partyjnego „imprimatur". Jaruzelski jednak się wahał. Naciskany przyznał, że „Czesław (chodziło o generała Kiszczaka, ministra spraw wewnętrznych) mówi, że nie będzie mógł ich wszystkich kontrolować". Ot, rzeczywistość każdego autorytarnego systemu – pozwolić ludziom na wszystko pod warunkiem kontrolowania wszystkiego.
Przypomniałem sobie ten sposób rozumowania dyktatora, śledząc protesty przeciwko zawłaszczaniu przez obecną władzę Sądu Najwyższego. Sprawdzałem, jak to wyglądało poza Warszawą, na tak zwanej prowincji. Wyglądało nieźle. Nie imponująco, ale naprawdę nieźle. Skojarzenie z rozmową Jaruzelskiego z jednym ze swoich najbliższych druhów – choć dalece bardziej liberalnym – wydaje mi się oczywiste i w pełni uprawnione.
Mimo wielu setek lat doświadczeń ludzie sprawujący władzę cały czas tkwią w przekonaniu, że im dokładniej wszystko kontrolują, tym są silniejsi, rzeczywistość lepiej funkcjonuje, a ludziom żyje się bajkowo. Nie dotyczy to wyłącznie polityków rządzącej obecnie koalicji. Łatwo znaleźć podobne przykłady również wśród samorządowców. Wystarczy porozmawiać z lokalnymi dziennikarzami, w których samorządowcy chcą widzieć dworskich kronikarzy ich znamienitych dokonań. Oczywiście tolerują krytykę – pod warunkiem że dotyczy ona ich adwersarzy. Są wśród samorządowców też tacy, i jest ich wcale niemało, którzy na terenie swojego władztwa – miasta, gminy, województwa – chcą decydować dosłownie o wszystkim. Znam jednego, który co pewien czas wzywa do siebie szefa komunalnej spółki i dyktuje mu, w jaki sposób powinien strzyc miejskie krzewy i jaką wysokość ma mieć trawa w miejskim parku. Inny, gdy gmina przymierzała się do zorganizowania festynu dla mieszkańców i turystów, kazał sobie dostarczyć nie tylko listę kandydatów, którzy mieli odegrać rolę gwiazd wieczoru, ale również teksty piosenek, które szansoniści zamierzali tego wieczora wykonać.
Godzi się w tym miejscu przypomnieć, że niespełna trzy lata po przytoczonej tu rozmowie Jaruzelskiego z Rakowskim komunistyczny reżim padł na pysk. Równie spektakularnych upadków dyktatorów, którym wydawało się, że polityczna, społeczna i gospodarcza rzeczywistość jest podatna na zręczne palce władców, ludzkość przeżyła znacznie więcej. I najpewniej trochę jeszcze będzie musiała przeżyć.
Bo ostatnimi czasy Polacy, ale nie tylko oni, polubili troskliwą władzę. Nazywamy to „gospodarskim podejściem". Władza ma być wszędzie i o wszystko się troszczyć. Jeszcze trochę, a wzorem człowieka sprawującego u nas władzę stanie się towarzysz Nikita Chruszczow, następca Stalina, co to uczył kołchozowe dojarki, jak powinny trzymać krowie wymiona, a agronomów i ministrów uświadamiał w sprawie uprawy kukurydzy. Trzydzieści lat po upadku komunizmu bez pamięci rozkochaliśmy się w patriarchalnej i omnipotentnej władzy. Kandydaci w najbliższych wyborach samorządowych muszą o tym pamiętać. Jeśli zapomną – przegrają.