W moim przekonaniu to też nie są najlepsi kandydaci. Bo im z reguły brakuje już motywacji, ambicji, tego „pazura", który powoduje, że człowiek chce sobie ciągle podwyższać poprzeczkę, działać i zmieniać świat. Ludzie, którzy nie mają ambicji zmieniania świata, nie nadają się do pracy na kierowniczych stanowiskach w samorządzie. Natomiast cały środek, ludzie ambitni, ale niezamożni, którzy mają na utrzymaniu rodziny i po prostu chcą żyć na jakimś poziomie, będą samorząd omijali szerokim łukiem. Wybiorą biznes i w ten sposób różnica między sektorem prywatnym a publicznym, która już dzisiaj jest w mojej ocenie zbyt duża, jeszcze się pogłębi. Oczywiście, zgadzam się z prezesem Kaczyńskim, że do polityki nie idzie się dla pieniędzy. Ale za dobrą pracę, za dużą odpowiedzialność, człowiek po prostu musi być godziwie wynagradzany. To naprawdę jest praca w systemie 24 godzin na dobę, w tym nie ma żadnego kitu. Mówię to jako człowiek, który funkcję burmistrza pełni już piętnasty rok. A odpowiedzialność? Powiem tylko o jednym jej aspekcie – majątek gminy Jarocin, za który jako burmistrz odpowiadam, to blisko miliard złotych. Czyli więcej niż niejedna spółka Skarbu Państwa, gdzie zarobki są wielokrotnie wyższe niż w samorządzie.
Jest pan jedną z najbardziej kontrowersyjnych postaci w polskim samorządzie. W 2010 roku, będąc burmistrzem, został pan skazany na rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata.
Moja sprawa jest znakomitym dowodem na konieczność zmian w polskim sądownictwie. Przecież ten cały aparat wymiaru sprawiedliwości został żywcem przeniesiony z PRL. Tam wszystko funkcjonuje jak za komuny. Wiele wyroków, nie tylko mój, było nietrafionych, po prostu złych. Teraz bezkarność sędziów, prokuratorów, kumoterstwo jest chyba nawet większe niż za komuny. Mój proces, mówię to z całą odpowiedzialnością, był procesem politycznym. Przeciwnicy chcieli mnie zniszczyć. Dość powiedzieć, że w sądzie gospodarczym moja żona, która prowadziła firmę, wygrała z włoską spółką pół miliona odszkodowania, a w tej samej sprawie, tyle że karnej, dostała wyrok skazujący. Mnie ukarano dlatego, że niby jej pomagałem. Działaliśmy, jak stwierdził sąd, „wspólnie i w porozumieniu" przeciwko własnej spółce. Cały proces był absurdalny, wyroki uniewinniające były uchylane i w końcu dopięto swego. To był chichot ze sprawiedliwości.
A niedługo później, w 2014 roku, wygrał pan wybory. I to w imponującym stylu, bo pokonał pan trzech kandydatów i uzyskał niemal dwa razy więcej głosów niż pana najgroźniejszy rywal.
Mieszkańcy Jarocina mają oczy i mają rozum. Gdy wojewoda wielkopolski wygasił mi mandat, burmistrzem został człowiek z Platformy Obywatelskiej. Odtworzył w mieście ogólnopolską, rządzącą wówczas koalicję PO–PSL i nagle wszystko się skończyło. Wcześniej było dużo inwestycji, później wszystko wygasło. Jarocin zaczął podupadać i ludzie to widzieli. Po trzech latach jarocińska koalicja PO–PSL została pogoniona. Mieszkańcy postawili na mnie i jestem im za to głęboko wdzięczny. Miałem tym większą satysfakcję, że to był mój czwarty start w wyborach samorządowych i właśnie wówczas dostałem najwięcej głosów w historii. Wygrałem w pierwszej turze.
Ale pańskich kłopotów to nie zakończyło. Rok później odbyło się referendum nad wnioskiem o odwołanie pana z funkcji burmistrza.