Statystyki wskazują, że w Stoczni Gdańskiej pracowało w różnych okresach od 13 do 35 proc. kobiet w stosunku do całej załogi. Na początku lat 70. XX w. było ich ok. 5 tys., z czego ponad połowa na stanowiskach umysłowych, nieco mniej na robotniczych – głównie pomocniczych (na przykład w stołówce), rzadziej związanych bezpośrednio z produkcją. Jednak niektóre z prac produkcyjnych wykonywały niemal wyłącznie robotnice, o czym świadczy stoczniowa nomenklatura – były raczej suwnicowe i izolatorki, nie zaś suwnicowi i izolatorzy. Były również spawaczki, konstruktorki, kierujące wózkami akumulatorowymi. Wreszcie pracownice administracji, centrali telefonicznej, szpitala.
Herstory dziś modne
O tym stanie rzeczy przypomina zrealizowane przez gdyńskie Stowarzyszenie Arteria, przy współpracy partnerów z Norwegii i Islandii oraz gdańskiego Instytutu Kultury Miejskiej, przedsięwzięcie „Stocznia jest kobietą", wpisujące się w nurt działań herstorycznych.
„Herstory" jest tu opozycją do „history" i stanowi próbę opowiedzenia zdominowanej przez mężczyzn historii oczami kobiet.
„Kiedy przyszłam pierwszy raz na statek, ludzie przychodzili mnie oglądać. Nie wierzyli, że kobieta może może być elektrykiem" – mówi jedna z byłych pracownic.
„Tu było ponad 20 tys. ludzi – jak miasto. Było wszystko: domy, przedszkole, żłobek, kino zakładowe" – opowiada inna z kobiet pracujących w stoczni. Słyszymy ją w audioprzewodniku po terenie zakładu, który jest jednym z efektów przedsięwzięcia „Stocznia jest kobietą".