Nie mam wątpliwości, że znajdą się wśród nich ludzie nie dość, że kompetentni, to również doświadczeni. Tacy, którzy znają mechanizmy rządzenia, znają swoje dotychczasowe „władztwo", czyli gminę, miasto lub województwo i którzy mają pomysły, aby rządzoną przez siebie do tej pory Małą Ojczyznę uczynić jeszcze lepszą. W bardzo wielu przypadkach zostaną zastąpieni przez ludzi bez doświadczenia i niezbędnej wiedzy. Takich, którzy mają nowe pomysły, mają wolę działania, ale wiedzę i doświadczenie będą musieli dopiero zdobywać. A to potrwa.
Cóż, takie są wyroki demokracji, która – jak głosił Winston Churchill – „jest najgorszą formą rządu, jeśli nie liczyć wszystkich innych form, których próbowano od czasu do czasu". Przed z górą 100 laty Otto von Bismarck zapytał pewnego Niemca, który właśnie wrócił ze Stanów Zjednoczonych, jak to zaoceaniczne państwo może funkcjonować, skoro jest pozbawione silnej władzy. Rozmówca pruskiego kanclerza odpowiedział, że w demokracji wiele pojedynczych spraw się nie udaje, ale udają się niemal wszystkie wielkie. Dużo w tych słowach egzaltacji i naiwności, ale mniej niż mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać.
Wszystko to nie zmienia jednak faktu, że najbliższe wybory, podobnie jak wszystkie poprzednie i wszystkie kolejne, wypchną z samorządu wiele doświadczonych osób. I tego doświadczenia jest mi po prostu żal. Pytanie, czy można z niego nadal czerpać.
Odpowiedź na pierwszy rzut oka wydaje się oczywista, choć chyba wyłącznie na poziomie gmin, których mieszkańcy nie dali zawłaszczyć partiom politycznym. Tam, gdzie jest inaczej, gdy do władzy dochodzi inne ugrupowanie, w Polsce roku 2018 z całą pewnością nie dojdzie do żadnej współpracy między przedstawicielami ancien regime, a nowymi władzami.
Ale w gminie? Czy nowy burmistrz nie mógłby powołać, choćby i nieformalnego, gremium złożonego ze swoich poprzedników i kilku najlepszych radnych poprzedniej kadencji? Czy w takiej grupie nie można byłoby od czasu do czasu przedyskutować pewnych rozwiązań, które byłyby korzystne dla mieszkańców? Czerpanie z doświadczeń innych nie jest hańbą, ani słabością. Przeciwnie. Nieoceniony Churchill mawiał, że „od sojuszników gorszy jest tylko ich brak" i jest w tym sporo racji, ale sam często postępował odwrotnie. Swojego poprzednika na Downing Street 10, Neville'a Chamberlaina, którego zresztą szczerze i z wzajemnością nienawidził, powołał w skład swojego gabinetu i powierzył stanowisko lorda przewodniczącego rady, czyli jedno z najważniejszych w brytyjskiej administracji.