– Nie spodziewam się szybkiego uchwalenia ustawy regulującej wysokość deficytu sektora samorządowego – mówi „Rz" Andrzej Porawski, dyrektor biura Związku Miast Polskich.
W połowie roku kłótnia między samorządami a ministrem finansów zelektryzowała całą Polskę. Minister Jacek Rostowski chciał w niezwykle restrykcyjny sposób limitować niedobory w budżetach gmin i miast. Władze lokalne alarmowały, że to zamach na ich rozwój. Sprawa zakończyła się porozumieniem dopiero po interwencji premiera Donalda Tuska. Zgodnie z ustaleniami do końca tej kadencji parlamentu powinien powstać projekt odpowiedniej ustawy, a jej uchwaleniem miał się zająć na swoich pierwszych posiedzeniach nowy Sejm.
Do dziś projektu nie ma. Strona samorządowa (w stanowisku z 27 września) uznała, że w ogóle dyskusja na ten temat i przygotowywanie szczegółowych rozwiązań jest bezprzedmiotowe. Jej zdaniem należy najpierw usunąć przyczyny powstawania deficytów (czyli zwiększyć ich dochody uszczuplone wcześniejszymi decyzjami rządu), a dopiero potem przejść do kwestii technicznych (czyli limitów deficytów).
55 mld zł wyniósł na koniec 2010 r. dług polskich samorządów
Piłeczka jest więc po stronie resortu finansów. – Prowadzimy prace analityczne dotyczące rozwiązań zmierzających do ograniczenia deficytu jednostek samorządu terytorialnego oraz uelastycznienia gospodarki finansowej JST. Efektem tych prac będzie projekt ustawy – informuje biuro prasowe ministerstwa. Jednak nie udziela odpowiedzi na pytanie, kiedy należy się spodziewać efektów prac, przytaczając... stanowisko strony samorządowej. Z dużym prawdopodobieństwem można więc przyjąć, że nowy rząd nie zacznie swojego urzędowania od przekazania do Sejmu projektu ustawy o deficycie JST. A to oznacza, że prawie do zera spadły szanse na szybkie przyjęcie przepisów, tak by weszły w życie jeszcze przed uchwaleniem lokalnych budżetów na 2012 r. – Sądzę, że ewentualne nowe rozwiązania mogą mieć efektywny wpływ na budżety samorządów w 2013 roku – analizuje Tomasz Kaczor, główny ekonomista BGK.