Wynagrodzenia nauczycieli składają się z dwóch elementów: pensji zasadniczej, której wysokość ustalana jest przez MEN w drodze rozporządzenia, oraz dodatków, np. motywacyjnego, za wychowawstwo czy pracę w szczególnych warunkach. Wydawałoby się więc, że skoro przez cały ubiegły tydzień w ramach Rady Dialogu Społecznego związkowcy rozmawiali z rządem, to przedmiotem negocjacji powinny być wynagrodzenia zasadnicze.
Prowadząca rozmowy wicepremier Beata Szydło obiecała jednak ustalenie minimalnego dodatku dla wychowawców klas na poziomie 300 zł. Słowem, obiecała podwyżki z kieszeni samorządowców.
– Bardzo nam się to nie podoba – mówi Marek Wójcik, ekspert Związku Miast Polskich. – Stanowczo protestujemy przeciwko sprowadzaniu jednostek samorządu terytorialnego do poziomu księgowego – dodaje.
Chcą rozmów z premierem
Samorządowcy obawiają się także, że planowane przez rząd podwyżki w wysokości 5 proc., które mają być wypłacane od września 2019 r., będą musieli pokryć z własnej kieszeni. „Podwyżki w wysokości, o której informują uczestnicy rozmów, nie mają żadnego pokrycia w zaplanowanej na rok bieżący w budżecie państwa kwocie subwencji" – podkreśla w swojej opinii ZMP.
Próba rozdysponowania pieniędzy z lokalnych budżetów była punktem zapalnym w konflikcie między samorządowcami a rządem. Od dwóch lat samorządowcy zarzucają Ministerstwu Edukacji Narodowej, że muszą pokrywać koszty związane z nieprzygotowaną i zbyt szybko wprowadzoną w życie reformą edukacji.