Strajk nauczycieli trwa dłużej, niż wszyscy się spodziewali. W Wielki Czwartek, po blisko dwóch tygodniach protestu, podczas kolejnych „negocjacji ostatniej szansy" nie udało się ani na krok przybliżyć się do kompromisu.
Nie sposób nie odnieść wrażenia, że jest to gra na czas. Rząd ma nadzieję, że im dłużej trwa strajk, tym jego siła będzie słabła. Dochodzi jeszcze czynnik ekonomiczny – za udział w strajku pracownicy nie otrzymują wynagrodzenia. To oznacza, że jeśli poprzez protest pracownicy oświaty zostaną pozbawieni środków do życia, szybciej z niego zrezygnują.
Chcą pomóc, ale czy mogą?
Z pomocą nauczycielom idą jednostki samorządu terytorialnego. Zarząd Unii Metropolii Polskich wydał właśnie oświadczenie mówiące o tym, że nie zamierzają zmniejszać środków przeznaczonych na wynagrodzenia w szkołach. „Mając na uwadze niskie płace zasadnicze nauczycieli, nieodpowiadające randze zawodu i jego roli społecznej, w żadnym z miast Unii Metropolii Polskich nie doszło i nie dojdzie do zmniejszenia środków finansowych przeznaczonych na zadania oświatowe" – napisali w oświadczeniu samorządowcy.
Pod tym stanowiskiem podpisali się włodarze Białegostoku, Bydgoszczy, Gdańska, Katowic, Krakowa, Lublina, Łodzi, Poznania, Rzeszowa, Szczecina, Warszawy i Wrocławia. Prezydenci podziękowali także nauczycielom za „upominanie się o godność nauczyciela". Równocześnie poprosili ich jednak o udział w radach klasyfikacyjnych i w egzaminach maturalnych.
Nie wiadomo jednak, czy mimo deklaracji zapłata za okres strajku będzie możliwa. Regionalna Izba Obrachunkowa w Krakowie wydała bowiem stanowisko, z którego wynika, że zapłata strajkującym nauczycielom – nie tylko w formie wynagrodzenia zasadniczego, ale także w innej postaci, to naruszenie dyscypliny finansów publicznych. Z kolei Związek Nauczycielstwa Polskiego stoi na stanowisku, że możliwa jest wypłata wynagrodzenia na podstawie odrębnego porozumienia zawartego między pracodawcą a nauczycielami.