Jeśli chce się konkurować również w Europie, trzeba stale się rozwijać

O budowaniu biznesu ?i społeczeństwa obywatelskiego mówi Jarosław Ptaszek, założyciel ?i prezes firmy JMP Flowers, największego producenta kwiatów w Europie.

Aktualizacja: 31.12.2015 11:40 Publikacja: 16.07.2015 00:01

Jeśli chce się konkurować również w Europie, trzeba stale się rozwijać

Foto: materiały prasowe

Rz: Tuż przed naszą rozmową miał pan wizytę kontrahentów z Norwegii. Otwiera się nowy rynek dla eksportu JMP Flowers?

Jarosław Ptaszek: Nie taki nowy, bo norwescy klienci złożyli już trzecie zamówienie na orchidee i anturium.

To w ilu państwach można już kupić wasze kwiaty?

W sumie w dziewięciu, w tym w Niemczech, Austrii, republikach bałtyckich i w Rosji. Eksport stanowi już ok. 25 proc. naszej produkcji.

Nie odczuliście skutków kryzysu na Wschodzie?

Wprawdzie rynki za wschodnią granicą trochę się zablokowały ze względu na spadek kursów walut, ale udało nam się zwiększyć sprzedaż do innych krajów Europy.

Kwiaty z JMP Flowers mają na opakowaniu naklejkę z polską flagą i napis „polska róża" albo „polskie anturium". Czy to pomaga, czy przeszkadza czasem w eksporcie?

Klienci przekonali się do naszej jakości, choć gdy otwieraliśmy spółkę w Austrii, lokalni producenci i importerzy na giełdzie kwiatowej w Wiedniu próbowali zniechęcać do zakupów u nas, twierdząc, że to „polska tandeta". Wtedy wybudowaliśmy najpiękniejszy pawilon na giełdzie z napisem po niemiecku „Jakość jest naszym priorytetem". Kwiaciarnie z Wiednia zaczęły u nas kupować kwiaty najpierw z ciekawości, a teraz w dni handlowe mamy kolejki.

W latach 80. XX w., gdy pan dopiero rozkręcał własną firmę, w Polsce działały setki szklarni. Niewiele z nich przetrwało do dziś. Pana firma nie tylko przetrwała, ale jest teraz największym producentem kwiatów w Polsce i jednym z największych w Europie. ?Co o tym zdecydowało?

Na pewno ciężka praca – często po kilkanaście godzin na dobę – nie tylko moja, ale także mojej żony i dzieci: Agnieszki, Michała i Jacka oraz naszych pracowników. Od 1977 r., ?gdy postawiłem pierwszą szklarnię, miałem średnio ?siedem dni urlopu w roku, a gdy prowadziliśmy inwestycje – żadnego. W tym roku skończyłem 60 lat i powiedziałem sobie, że chciałbym w końcu mieć tyle urlopu, ile moi pracownicy. Zobaczę, może mi się uda.

Z pomocą dzieci pewnie tak...

Cała trójka jest świetnie wykształcona i od kilku lat pracuje z nami w firmie. Są już czwartym pokoleniem ogrodników w rodzinie, więc korzystają także z wiedzy przekazywanej z pokolenia na pokolenie. W ogrodnictwie bardzo ważne jest doświadczenie, optymalny klimat, nawożenie i ochrona roślin. A jeśli chce się konkurować również w Europie, trzeba też stale się rozwijać. Dlatego cały czas pracujemy, by poprawić jakość produktów i wydajność z metra szklarni. Od początku inwestowaliśmy też w najnowsze technologie, dbaliśmy o stworzenie dobrego zespołu pracowników i kadry menedżerskiej.

Czy władze lokalne wspierają takie firmy jak wasza?

Współpraca układa się bardzo dobrze. Jesteśmy jedną z 25 największych firm na Lubelszczyźnie, a przed kilkoma laty z rąk pana marszałka otrzymaliśmy statuetkę Ambasadora Województwa Lubelskiego, która przyznawana jest jednej firmie w roku. Często przyjeżdżają też do nas zagraniczne delegacje, które odwiedzają nasz region.

Czyli budujecie dobry wizerunek kraju i regionu. Słyszałam, że jest pan też lokalnym patriotą – jako prezes Towarzystwa Przyjaciół Stężycy.

Towarzystwo, które działa od 1977 roku, założył brat mojej babci – Henryk Frąckiewicz. Obecnie mamy ponad 2 tys. członków, a przed rokiem zakończyliśmy największą w Polsce inwestycję turystyczną zrealizowaną przez organizację pożytku publicznego – zajmujący prawie 30 ha kompleks wypoczynkowo-rekreacyjny Wyspa Wisła. Mamy tam amfiteatr na tysiąc miejsc, wspaniały taras widokowy, górkę na sanki i narty, 500 metrów czystej plaży i kilkadziesiąt kilometrów ścieżek rowerowych i spacerowych. Całość kosztowała ok. 20 mln zł, z czego 60 proc. sfinansowała Unia, ale bardzo wiele zrobili też społecznie mieszkańcy Stężycy. Wykarczowali kilkanaście hektarów głogu, posadzili 10 tys. krzewów i drzew. To nie tylko duża inwestycja, ale także bardzo pozytywny przykład budowania społeczeństwa obywatelskiego w Polsce.

Słyszałam, że za siedem lat planuje pan przejść na emeryturę. Co do tego czasu chciałby pan jeszcze zrobić?

Na pewno będziemy starali się być w pierwszej trójce najlepszych producentów kwiatów pod szkłem w Europie i na świecie. Myślę, że uda nam się ten cel osiągnąć za pięć–dziesięć lat. Na razie pracujemy nad nowym modelem zarządzania. Firma zatrudnia już 250 osób i bardzo się rozrosła. Przy tak dużej liczbie pracowników i spraw nie da się już wszystkim bezpośrednio kierować jak kiedyś.

—rozmawiała Anita Błaszczak

 

Rz: Tuż przed naszą rozmową miał pan wizytę kontrahentów z Norwegii. Otwiera się nowy rynek dla eksportu JMP Flowers?

Jarosław Ptaszek: Nie taki nowy, bo norwescy klienci złożyli już trzecie zamówienie na orchidee i anturium.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Regiony
Odważne decyzje w trudnych czasach
Materiał partnera
Kraków – stolica kultury i nowoczesna metropolia
Regiony
Gdynia Sailing Days już po raz 25.
Materiał partnera
Ciechanów idealny na city break
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Materiał partnera
Nowa trakcja turystyczna Pomorza Zachodniego