Rz: Trudno uwierzyć, ale już 23 listopada Krystyna Janda, Tomasz Karolak, Jan Klata, profesor Jacek Limon, Maciej Nowak, Jacek Poniedziałek, Michał Zadara i Włodzimierz Staniewski zakończą symbolicznie 40-letnią lubelską inwestycję zwaną Teatrem w Budowie.
Piotr Franaszek: To będzie naprawdę wyjątkowe wydarzenie artystyczne, bo inwestycja rzeczywiście trwała długo, bynajmniej nieplanowana, tak jak barcelońska Sagrada Familia. Pierwotnie, w myśl socjalistycznych decydentów, w Lublinie miała powstać największa, obrotowa operowa scena w Europie. W średniej wielkości mieście musiało się to okazać pomysłem przeszacowanym, dlatego inwestycja stanęła. Z czasem wykończono niektóre jej elementy i w części budynku powstały Teatr Muzyczny oraz Filharmonia. Brzydki szkielet rzucał się cieniem na centrum miasta, a mieszkańcy spontanicznie ochrzcili go Teatrem w Budowie. Domykamy ten etap 22 listopada 2015 r. w formie otwartego widowiska multimedialnego, realizowanego w przestrzeni miejskiej, zaś 23 listopada zaprosiliśmy wybitnych twórców teatru i tych, którzy zbudowali teatry i instytucje, by opowiedzieli o różnych kontekstach swojej pracy, o tym, jak buduje się teatr. Będzie to swoisty rytuał przejścia od czasów niemocy do narodzin nowoczesnej instytucji, która pod nazwą Centrum Spotkania Kultur zostanie oficjalnie otwarta w przyszłym roku.
Gdy lublinianie nie wierzyli w dokończenie inwestycji, pan z powodzeniem wystartował w konkursie na stanowisko dyrektora CSK i kończy budowlane dzieło. Jakie motywacje panem kierowały?
Może łączy się z tym pewna naiwność, ale jestem idealistą. To bardzo pomaga w realizacji zadań uważanych za niewykonalne. Wcześniej udało mi się postawić na nogi promocję województwa lubelskiego, wierzę w możliwości i znam potencjał naszego regionu. To, że mogę kończyć Teatr w Budowie, jest zasługą wielu ludzi kultury i polityków w Lublinie, którzy porozumieli się ponad podziałami, by przypisać Centrum Spotkania Kultur środki europejskie na inwestycje i konkurs architektoniczny. A były przecież pomysły, żeby zburzyć kikut gmachu i sprzedać teren pod galerię handlową. Na szczęście ostatecznie górę wzięła troskę o instytucję kultury, za co wszystkim chwała. Moja rola polega na stworzeniu programu organizacyjnego i artystycznego. Wyzwanie było o tyle trudne, że na etapie planów architektonicznych nie uzgodniono założeń programowych. Trzeba było rozwiązać problemy administracyjne i techniczne. Jak wiadomo, diabeł tkwi w szczegółach, to one spędzały nam sen z powiek, gdy zajmowaliśmy się m.in. wyposażaniem sali kinowej, multimedialną elewacją czy monitoringiem obiektu.
Jaki profil artystyczny będzie miała kierowana przez pana instytucja?