W Poznaniu i Wrocławiu wystąpiła sytuacja bez precedensu w naszym regionie Europy. – Już miesiąc po starcie udało się ograniczyć średni czas oczekiwania na samochód do poniżej pięciu minut – mówi Ilona Grzywińska, rzecznik Ubera w Polsce.
Jak podkreśla, widać duże zainteresowanie nie tylko ze strony użytkowników, ale także partnerów, którzy swoimi autami przewożą pasażerów. – W obu miastach przyjęto nas entuzjastycznie. Teraz jesteśmy jeszcze w momencie wyrównywania poziomu popytu z podażą – twierdzi Grzywińska.
Entuzjastami przewozów świadczonych przez zwykłych kierowców, zalogowanych do aplikacji Uber, nie są na pewno taksówkarze. Korporacje taksówkowe z Poznania i Wrocławia nie wykluczają przeprowadzenia protestów podobnych do tych, które pod koniec września sparaliżowały Warszawę.
Władze miejskie również nie są zwolennikami modelu biznesowego Ubera. Jak podkreślają urzędnicy, kierowcy jeżdżący z aplikacją nie spełniają bowiem wymogów – nie mają licencji, taksometrów i kas fiskalnych.
– A polskie ustawodawstwo jasno wskazuje, że wykonywanie działalności gospodarczej w zakresie przewozu osób w celach zarobkowych wiąże się z obowiązkiem posiadania odpowiednich uprawnień – dodaje Hanna Surma, rzeczniczka prezydenta Poznania.