Są powieści, do których stale się wraca. Dla Janusza Józefowicza, reżysera, aktora i choreografa, oraz Janusza Stokłosy, kompozytora, jednym z takich utworów jest z pewnością „Piotruś Pan". To oni przed laty postanowili stworzyć z niego musical. Do napisania libretta namówili samego Jeremiego Przyborę, znakomitego poetę i współtwórcę legendarnego Kabaretu Starszych Panów.
Kiedy w 1999 roku, czyli tuż przed tamtą premierą, zapytałem mistrza, co szczególnie zachwyca go w opowieści o Piotrusiu, odpowiedział po krótkim zastanowieniu:
– Szczególnie zachwyca mnie w tej opowieści wątek miłości pani Darling do Piotrusia Pana. Miłości macierzyńskiej. Matka trojga dzieci marzy o tym, by Piotruś został jej szczególnym synem. I choć dla wszystkich trojga jej serce bije jednakowo tkliwie, to dla Piotrusia nosi „w kąciku ust" ten jeden, jedyny, macierzyński pocałunek, nieosiągalny dla żadnego innego dziecka. Ale Piotrusiowi zupełnie na tym pocałunku nie zależy. Obcy jest mu świat dorosłych. Nie lubi ich, bo wychowują dzieci na osoby dorosłe i w ten sposób pozbawiają je dzieciństwa, szczęścia dzieciństwa. Więc jeżeli sierota Piotruś też czasem, najczęściej raz na rok, tęsknił za matką, która by mu zrobiła wiosenne porządki na kawalerskim gospodarstwie, to niech tą matką będzie jego rówieśniczka Wendy. Żadnych dorosłych matek i ojców! Pani Darling dostaje więc od niego kosza. Ale to nie zmienia jej uczucia do Piotrusia. To uczucie nigdy nie wygaśnie. Będzie przechodziło z pokoleń na pokolenia pań Darling. Dla mnie jest to jeden z najpiękniejszych wątków miłosnych w literaturze, ta, dostarczająca tak pięknych wzruszeń, a chwilami tak pięknie rozśmieszająca nas, opowieść małego lorda sir Jamesa Barriego, który nigdy nie miał wiele ponad półtora metra wzrostu i właściwie do śmierci pozostał małym, genialnym chłopcem.
Premiera w warszawskim Teatrze Muzycznym Roma w 2000 roku okazała się wielkim wydarzeniem. Dzieci i dorośli walili na ten musical z całej Polski. Zachwycały fantazja i wyobraźnia twórców, mądre i piękne dialogi Jeremiego Przybory, świetne wykonawstwo. Jak wspomina dziś Janusz Józefowicz, w ciągu trzech sezonów spektakl obejrzało ponad 200 tysięcy widzów. Aby zbudować siedmiotonową ruchomą wyspę Niebywalencję, trzeba było przebudować i wzmocnić scenę Romy. Okręt „Wesoły Roger" zbudowano na podstawie projektu znalezionego w berlińskim antykwariacie. Wielkie wrażenie robił wtedy siedmiometrowy krokodyl. W jego paszczy w całości mieścił się Piotruś Pan, a w jego brzuchu siedziały dwie osoby, dzięki którym to ogromne bydlę ruszało ogonem i przebierało łapami.
Tamte rozwiązania dziś budzą uśmiech wzruszenia i nostalgię. Józefowicz i Stokłosa oraz Andrzej Woron (scenografia) i Dorota Kołodyńska (kostiumy) postanowili zrealizować tę baśń w technice 3D, która w polskim teatrze jest rzadkością. Warto przypomnieć, że po raz pierwszy obaj panowie Januszowie zrealizowali w tej technice wielki spektakl o Poli Negri w Warszawie z Nataszą Urbańską w roli tytułowej. Potem, korzystając z tych doświadczeń, opowieść o Romeo i Julii w Petersburgu.