Rzeczpospolita: Czy rynek handlowy Trójmiasta, z którym jest pan związany od wielu lat, różni się od innych regionów kraju?
Marek Theus: Pod względem nasycenia, choćby sklepami dyskontowymi, niestety nie odbiegamy od ogólnopolskich realiów i tych sklepów jest u nas tak samo dużo jak wszędzie. Jedyne, co może nadal nas odróżnia, to wciąż spora liczba dużych sklepów spożywczych należących do polskich firm. W innych miastach nie jest już tak łatwo na nie trafić.
To efekt siły lokalnego środowiska handlowego, jednak zintegrowanego.
W pewnym sensie na pewno. Jeszcze w latach 90. zaangażowałem się w prace Forum Stowarzyszeń Kupieckich i Rzemieślniczych, zrzeszającego wiele lokalnych organizacji z Pomorza. Właśnie jako przedstawiciel Forum w ramach komisji doraźnej doradzałem Radzie Miasta Gdańska w zakresie rozwoju handlu.
Nie chcieliśmy oczywiście wprowadzać twardego zakazu jakiejkolwiek ekspansji zagranicznych sieci, ale jeśli już miały się otwierać, to przynajmniej powinny się dopasować do otoczenia, lokalnych realiów. W wielu przypadkach udało się nam skutecznie przebić z takimi argumentami, ale nie zawsze wzięto je pod uwagę.