Firma musi się czymś wyróżniać

Chcę pomóc w kształceniu zawodowym młodych ludzi, bo dziś trudno o fachowców – mówi Henryk Mazurkiewicz, prezes firmy Mazel.

Publikacja: 31.03.2016 16:00

Firma musi się czymś wyróżniać

Foto: materiały prasowe

Zaczynał pan ponad ćwierć wieku temu jako rzemieślnik oferujący instalacje elektryczne. Dzisiaj pana firma jest potentatem na lokalnym rynku i zdobywa również zlecenia za granicą. Czy istnieje jakaś recepta na udaną firmę?

Henryk Mazurkiewicz: Trzeba być świadomym tego, co się chce robić, posiadać wizję, wiedzę, a później już tylko zdobywać doświadczenie i małymi krokami konsekwentnie podążać naprzód. No, i oczywiście trzeba wierzyć, że się uda.

Początkowo jednak skala działalności firmy była niewielka, nic nie zapowiadało tego, że tak bardzo się rozwinie się i poszerzy swoją ofertę?

Rzeczywiście, początki były skromne. W 1987 roku wraz z żoną podjęliśmy decyzję o uruchomieniu działalności gospodarczej. Był to zakład instalatorstwa elektrycznego, w którym zatrudnialiśmy pięciu elektromonterów. Obsługiwaliśmy wtedy głównie obiekty przemysłowe, w tym na przykład zakłady zbożowe. Trwało to kilka lat, aż uznałem, że trzeba prężniej działać na rynku, czymś się wyróżniać i być rozpoznawalnym.

Czy była jakaś decyzja podjęta w pierwszych latach funkcjonowania firmy, która – z obecnej perspektywy – miała największy wpływ na jej przyszłość?

Strategiczną decyzję podjąłem w 2000 roku, uznając, że należy rozwijać firmę w kierunku inżynierskim. Wtedy nawiązaliśmy współpracę z kilkoma biurami projektowymi, założyliśmy też pracownię zajmującą się projektowaniem w obszarze elektroenergetycznym w trzech segmentach: instalacji elektrycznych, energetyki zawodowej oraz automatyki elektrycznej dla procesów technologicznych. Zatrudnienie zwiększyło się do około 50 osób, w tym o kadrę inżynierską do projektowania i koncepcji, i o nowych pracowników wykonawczych. Skupiliśmy się na współpracy z energetyką zawodową, wykonując usługi dla grupy energetycznej Enea i Tauron. Zaczęliśmy budować i modernizować linie energetyczne, stacje transformatorowe, wykonywać przyłącza energetyczne do obiektów przemysłowych. Poszerzyliśmy działalność o automatykę procesów technologicznych dla branży automotive oraz spożywczej. Dzisiaj świadczymy usługi od A do Z, czyli od koncepcji przez projekt aż po realizację.

W jaki sposób udało się panu wejść na rynki zagraniczne? Co w tym zakresie okazało się najważniejszym atutem firmy?

Ponieważ jako jeden z nielicznych w tamtym czasie postawiłem na rozwój inżynieringu, firma stała się rozpoznawalna na rynku lubuskim i postrzegana jako partner dla energetyki i przemysłu. Pomogły referencje i doświadczenie, które zdobyliśmy, wykonując zlecenia dla dużych koncernów. Przełomem było nawiązanie współpracy ze Szwajcarską Grupą Krono, która najpierw w Żarach, a później w Rosji oraz na Ukrainie rozbudowywała swoje zakłady. Wyjazdy na inwestycje zagraniczne poszerzyły nasze doświadczenia, co z kolei pomogło nam w 2006 roku wejść na rynek niemiecki jako wykonawca dla firmy Classen, produkującej między innymi drzwi i okna. Współpracujemy także z grupą Skanska, jesteśmy jednym z jej nominowanych podwykonawców w branży elektroenergetycznej.

Jednak mimo dynamicznego rozwoju kryzys nie ominął również pana firmy. W jaki sposób udało się przetrwać ten trudny czas?

Istotnie, pierwsze załamanie miało miejsce w 2000, później przyszedł trudny rok 2009. Wygrałem wtedy konkurs, pozyskując środki unijne na rozbudowę firmy i na szkolenia. Konsekwencją tego było uruchomienie oddziału do działalności operacyjnej w Nowej Soli, na terenie Kostrzyńsko-Słubickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej. I nagle rynek się załamał. Walka o przetrwanie, determinacja załogi i zlecenia, jakie wykonywaliśmy w Niemczech i w Holandii, pomogły nam przetrwać kryzys w kraju.

Dzisiaj zatrudnia pan ponad 220 osób. Doświadczeni pracownicy są w firmie niemal od początku, przyciągnął pan również młodych. Co dobry szef powinien robić, żeby stworzyć i utrzymać przy sobie profesjonalny, a przy tym zgrany zespół?

Zespołem rzeczywiście mogę się pochwalić, wiele osób jest w firmie od ponad 20 lat. Dochodzą młodzi inżynierowie i elektrycy, wszyscy mają etaty. Udaje się to, bo tworzymy rodzinną atmosferę, staram się skupiać wokół siebie ludzi mających podobne do mojego podejście do życia. W pracy spędza się dużo czasu, więc trzeba mieć do niej pasję. Mam fachowców każdej branży – kilkunastu inżynierów w nadzorze, zespół projektowo-inżynieryjny liczący około 20 osób oraz kadrę wykonawczą, czyli około 150 elektryków z uprawnieniami. Średnia wieku inżynierów to około 38 lat. Z tego się cieszę, ponieważ udało mi się odmłodzić zespół.

Szkolnictwo zawodowe jest w złej kondycji, wiele szkół w ostatnich latach zostało zamkniętych. Czy w związku z tym występują jakieś problemy z rekrutacją fachowców? Jeśli tak, to kogo zwłaszcza brakuje na rynku?

Najtrudniej jest o instalatorów elektryków. Szkolnictwo zawodowe kuleje, od kiedy zamykano szkoły. Radzę sobie, ponieważ uruchamiam praktyki zawodowe, współpracuję z technikum elektrycznym w Zielonej Górze oraz w Nowej Soli. Z kolei z Uniwersytetem Zielonogórskim stworzyliśmy Akademię Mazel z myślą o wspólnych działaniach edukacyjno-zawodowych, po to by młodzi ludzie poznawali zawód, w którym w przyszłości mogliby pracować. Uważam, że jeśli wraz z zespołem nie wykażę energii i nie wyjdę z potrzebami firmy na zewnątrz, to nic się samo nie zadzieje.

Razem z żoną założył pan niedawno również Fundację Rozwoju Kompetencji Zawodowych Energetyczni. Skąd pomysł i czym fundacja ma się zajmować?

W jej ramach chcemy kształcić kadrę elektryczną. Właśnie przygotowujemy program edukacyjny dla młodzieży ze szkół średnich i studentów, a także cykl edukacyjny dla osób, które chciałyby się nauczyć zawodu elektryka. Na realizację tego projektu będziemy się ubiegali o środki z regionalnego programu operacyjnego.

Czy myśli pan również o tym, żeby otworzyć własną szkołę, w której kształciłyby się nowe kadry?

Chcemy wykorzystać istniejące szkoły i uczelnie, ale także zbudować własne centrum szkoleniowo-edukacyjne na terenie naszego obiektu w Zielonej Górze. Aby kształcić ludzi zarówno dla potrzeb mojej firmy, jak i szerzej, dla rynku przemysłowego, energetycznego, rynku instalacji dla budownictwa. Wiem, jakie potrzeby, chcę podjąć rękawicę i wdrożyć odpowiedni program szkoleniowy w województwie lubuskim. Część takich wyszkolonych pracowników przyjdzie do nas, ale jeśli gdzie indziej znajdą zatrudnienie, to również będzie nasza satysfakcja.

Przedsiębiorcy często narzekają na różnego rodzaju bariery biurokratyczne i wręcz twierdzą, że są tak dotkliwe, iż hamują one rozwój firm. Czy kiedykolwiek jakieś urzędnicze przeszkody dawały się panu we znaki?

Jestem optymistą, więc specjalnych problemów nie dostrzegam. Jednak uważam, że generalnie tym, co przeszkadza w biznesie, są niestabilne przepisy podatkowe. Ludziom, którzy są wizjonerami, dostrzegają potrzeby rynku, chcą inwestować i się rozwijać, niestabilne podatki mogą zakłócać działania.

Na ile w rozwoju pana firmy pomocne okazały się fundusze unijne?

W dużej mierze właśnie za wsparcie unijne została wybudowana baza firmy w Nowej Soli, a także przygotowany projekt szkoleń dla pracowników w obszarach inżynieryjnych oraz instalacyjnych. Przez dwa lata przeszkoliliśmy 170 osób.

Osiągnął pan praktycznie chyba wszystkie cele biznesowe. Firma jest rozpoznawalna nie tylko w regionie, z powodzeniem staje do walki o zlecenia z zagranicy i je zdobywa. Czy zatem ma pan jeszcze jakieś dalsze plany związane z przyszłością firmy?

Chcemy rozwijać usługi w zakresie automatyki procesów technologicznych oraz automatyki dla energetyki zawodowej. Współpracujemy mocno z naszymi dwoma ośrodkami naukowymi w regionie: z Uniwersytetem Zielonogórskim w dziedzinie automatyzacji procesów przemysłowych, a także z Wyższą Szkołą Zawodową w Sulechowie w zakresie energii odnawialnej. Jednocześnie wciąż działamy jako firma wykonawcza na rynkach zagranicznych w Niemczech oraz w Holandii. Wciąż wzmacniamy wiedzę, budujemy potencjał handlowy, pozyskujemy partnerów. Od stycznia 2016 roku działamy w nowej formie prawnej – jako spółka akcyjna. Przed nami więc kolejne wyzwania.

—rozmawiała Grażyna Zawadka

CV

Henryk Mazurkiewicz ma 60 lat, z zawodu jest elektrykiem. Własną firmę założył, wraz z żoną, w 1987 r. i odtąd działa w branży elektroenergetycznej. Obecnie firma Mazel jest spółką akcyjną, realizuje kompleksowo usługi z zakresu instalacji elektrycznych, automatyki przemysłowej i energetyki zawodowej.

Zaczynał pan ponad ćwierć wieku temu jako rzemieślnik oferujący instalacje elektryczne. Dzisiaj pana firma jest potentatem na lokalnym rynku i zdobywa również zlecenia za granicą. Czy istnieje jakaś recepta na udaną firmę?

Henryk Mazurkiewicz: Trzeba być świadomym tego, co się chce robić, posiadać wizję, wiedzę, a później już tylko zdobywać doświadczenie i małymi krokami konsekwentnie podążać naprzód. No, i oczywiście trzeba wierzyć, że się uda.

Pozostało 95% artykułu

Ten artykuł przeczytasz z aktywną subskrypcją rp.pl

Zyskaj dostęp do ekskluzywnych treści najbardziej opiniotwórczego medium w Polsce

Na bieżąco o tym, co ważne w kraju i na świecie. Rzetelne informacje, różne perspektywy, komentarze i opinie. Artykuły z Rzeczpospolitej i wydania magazynowego Plus Minus.

Regiony
Dolny Śląsk zaprasza turystów. Szczególnie teraz
Regiony
Odważne decyzje w trudnych czasach
Materiał partnera
Kraków – stolica kultury i nowoczesna metropolia
Regiony
Gdynia Sailing Days już po raz 25.
Materiał partnera
Ciechanów idealny na city break