Od samego początku wzbudzał liczne kontrowersje i różne skojarzenia. W stylizowanych liściach lauru jedni widzieli ośle uszy, inni mieli bardziej nieprzyzwoite skojarzenia. Faktem jest, że do dzisiaj, niemal raz na rok, zwłaszcza na wiosnę, pomnik przeżywa ciężkie chwile. Najczęściej za sprawą prawicy, która chce pomnik zburzyć, bo kojarzy jej się nie z historią miasta, lecz z komunizmem. Tak też jest i w tym roku. Jest wniosek, jest dyskusja. Jak się skończy, nie wie nikt.
Co o niej myślę?
Jestem rodowitą rzeszowianką, więc sprawa nie jest mi obojętna, choć urody pomnika nie doceniam. Ale już przed laty, kiedy wyjeżdżałam na wakacje daleko od domu, znajomi, których poznawałam, nawet jeśli nie wiedzieli, gdzie leży Rzeszów i co to za miasto, pytali mnie, czy to u nas jest „ten" pomnik. Z istnieniem pomnika jestem więc całkiem pogodzona. Podobnie zresztą jak 90 proc. mieszkańców tego pięknego miasta. Dali temu dowód całkiem niedawno, biorąc udział w sondzie przeprowadzonej wśród mieszkańców Rzeszowa.
Wynik? Znakomita większość nie wyobraża sobie, by pomnik Czynu Rewolucyjnego zniknął z krajobrazu Rzeszowa.
Przeciwne wyburzaniu pomnika jest też miasto. Zgadzam się z urzędnikami, którzy twierdzą, że pomnik wrósł w krajobraz i że to symbol czasów, nawet tych złych. Można go zresztą wykorzystać edukacyjnie. I tu pojawiają się już nawet konkretne pomysły. Można obudować pomnik gablotami, informacjami o tym, jak czyny rewolucyjne faktycznie w historii Polski wyglądały, ile przyniosły tragedii, ile ofiar, jako pamięć o tych tragicznych czasach. I niech pomnik, który sam jest historią, uczy innych historii.