Zgrzyt ponawia się i potęguje. Wykonawca z niesmakiem przerywa występ. Publiczność nie wie, czy klaskać, czy tupać? Zgroza, obciach, wtopa! Ale takie sytuacje w mieście uznawanym podobno za kulturalną stolicę Polski zdarzały się już nie jeden raz. Miejscowi melomani wiedzą, że to tylko tramwaje na pobliskim skrzyżowaniu.

Dzisiejszy gmach Filharmonii pochodzi jeszcze z przedwojennej fundacji książąt Sapiehów. Przeznaczony na katolicki dom ludowy, pełnił w końcu rolę reprezentacyjnego kinoteatru „Świt". Do zaszczytnej roli przybytku muzyki podniosła go prozaiczna potrzeba, bo symfonicy nie mieli gdzie grać. Oczywiście o przyzwoitej akustyce i izolacji od hałaśliwego otoczenia w takim budynku trudno jest mówić. Tak zostało do dzisiaj, wszak prowizorki bywają najtrwalsze. Ale to może tylko centusiowskie sknerstwo, bo kuria arcybiskupia, do której należy gmach byłego kinoteatru, nie pobiera od miasta należnego czynszu. W międzyczasie inne, mniej ważne dla polskiej kultury metropolie dorobiły się okazałych siedzib filharmonicznych, dość wymienić Katowice, Szczecin czy Bydgoszcz. Szczecin na przykład miał porównywalnie kiepską salę, na szczęście oddaloną od tramwajowych rozjazdów. Od prawie dwu lat ma wspaniały budynek wyróżniony w międzynarodowych konkursach, choć mnie osobiście bardzo podoba się wnętrze, mniej fasada przypominająca obszerny, biały barak z blachy falistej. Kraków przegapił okres, kiedy można było budować za pieniądze płynące z Brukseli, dziś unijne fundusze są dawno rozdysponowane, a po roku 2020 zapowiada się finansowa posucha. Dzisiaj stolica Małopolski, to jedyne wielkie miasto bez przyzwoitej sali filharmonicznej.

Bezdomna jest w Krakowie nie tylko Filharmonia, ale Akademia Muzyczna mieszcząca się prowizorycznie w budynku byłego Komitetu Wojewódzkiego PZPR, a tak znakomite zespoły, jak Sinfonietta Cracovia i Capella Cracoviensis w ogóle nie mają siedziby. W tej sytuacji palącym się staje projekt budowy Centrum Muzyki na wolnym obszarze koło przystanku kolejowego Kraków-Zabłocie. Trzeba tylko wymienić tereny między miastem, województwem małopolskim i Agencją Mienia Wojskowego, która zawiaduje porośniętym dziś krzakami kawałkiem ziemi, gdzie nasza armia trzymała dotąd kuchnie polowe. Potem ogłosić konkurs (najlepiej międzynarodowy) na projekt architektoniczny i tak – krok po kroku – mogłoby zacząć się coś dziać. A co więcej, krakowski zgrzytliwy tramwaj chlubnie zapisałby się w dziejach polskiej muzyki.