Przez długi czas to był najważniejszy trakt komunikacyjny miasta. Jeszcze ćwierć wieku temu od Bramy Krakowskiej jeździły samochody osobowe, a nawet autobusy. W sklepikach ulokowanych przy tej ulicy można było kupić i mydło, i powidło.
W połowie lat 90. zapadła decyzja, która zmieniała częściowo oblicze tej ulicy. Odcinek od placu Władysława Łokietka do placu Litewskiego stał się po gruntownym remoncie miejskim deptakiem. Funkcja mieszkaniowa ustąpiła funkcji handlowej. Był to czas, że Krakowskie Przemieście było najlepszym adresem do handlowania.
Klienci sklepów generowali ruch, więc postanowiły skorzystać z tego banki i telekomy, które zaczęły lokować tam swoje placówki. Czynsze za wynajem mocno podskoczyły, a lublinianie zaczęli odzwyczajać się od zakupów.
Później przyszedł boom na galerie handlowe, które zaczęły powstać coraz większe, wzbogacone o kina i restauracje. Najemcy, choćby marek odzieżowych, poszli za klientem (w przyszłym roku z Krakowskiego Przedmieściu wycofuje się ostatnia sieciówka – H&M).
Kryzys sektora bankowego wyprowadził z kolei z deptaka część banków i instytucji finansowych. Ich miejsce zajęły przeróżne małe lokaliki z szybkim jedzeniem, sprzedawcy kebabów, sandwiczy, hot dogów, czy wreszcie klub ze striptizem, którego hostessy wieczorem nagabują przechodniów oraz całodobowy sklep z wódką i piwem.