Z nie mniej groźnym smogiem krakowskim zapoznać się łatwiej: wystarczy przespacerować się ulicami miasta uznawanego (nie jestem pewien czy słusznie) za „kulturalną stolicę Polski. Jeśli trafimy na sprzyjające smogowi warunki atmosferyczne, spacer skończy się bólem głowy i pieczeniem w gardle; krakowianie muszą to znosić przez okrągły rok. Najlepiej jednak w taki dzień wspiąć się na któryś z otaczających Kraków pagórków, aby zobaczyć zalegający miasto tuman szaro-sinej mgły pełnej wszelakich zanieczyszczeń. Oto sedno problemu: Kraków położony jest w dolinie Wisły otoczonej grzbietami wzgórz. Taki sam problem ma na przykład Zakopane (wystarczy popatrzeć z Gubałówki), a za granicą osłonięty wysokimi górami Madryt. W takiej zamkniętej niecce gromadzą się spaliny i wszelkie inne paskudztwa, a wiejące górą wiatry nie są w stanie ich usunąć. Londyn – położony w dużo lepszych warunkach, bo na nadmorskiej równinie – skończył ze swym słynnym smogiem dopiero po likwidacji wszelkich palenisk węglowych.