Zwyciężyła Warszawa, ale Kraków rewanżuje się wymianą złośliwości. Ostatnio w toalecie knajpy w krakowskich Sukiennicach przeczytałem: „Szanownym gościom ze stolicy aktualnej przypomina się o możliwości umycia rąk". Ale są i poważniejsze okazje do odegrania się za galicyjską biedę. Zbliża się 11 listopada, tradycyjny Dzień Niepodległości. Tymczasem Kraków był niepodległy już 30 października, bo grupa żołnierzy tutejszego CK garnizonu rzuciła w błoto austrowęgierskie „bączki", a przywdziała maciejówki. Komendant miasta – po austriacku rozsądny – poddał gród niespodziewanie objawionemu polskiemu wojsku, bo wiedział, że imperium upada. Rocznicę uczono wieńcami pod ratuszową wieżą, ale warto pamiętać o tym epizodzie, bo krew się nie lała, nikt nikogo nie wieszał, a niepodległość odzyskano. Przynajmniej tym razem galicyjski rozsądek był górą, a przesławne „austriackie gadanie" wcale nie okazało się tak głupie, jak sądzą ludzie z byłej Kongresówki.