Krajowych przedsięwzięć, szczególnie tych na dużą skalę było (nie licząc infrastruktury drogowej) niewiele.
Jednak w ostatnich latach sporo się w inwestycjach zmieniło, począwszy od nastawienia. Poprawa koniunktury na rynku pracy i spadek bezrobocia sprawiły, że nie mniej niż ilość (a czasem nawet bardziej) liczy się dzisiaj jakość tworzonych przez inwestorów miejsc pracy. Wiadomo bowiem, że lepiej płatne miejsca pracy, z większą wartością dodaną, tworzą znacznie więcej tzw. pośredniego zatrudnienia w swoim otoczeniu. W ślad za nimi ściąga bowiem więcej podwykonawców, usługodawców i różnego rodzaju firm pomagających ożywić cały region.
Powstaje wtedy tak oczekiwany przez lokalne władze efekt kuli śnieżnej, gdyż napływ firm i pracowników przyciąga kolejnych inwestorów. Rosną płace, wpływy z podatków, są pieniądze na lokalne inwestycje i wszystkim żyje się lepiej. Wiadomo, że przy krajowym inwestorze mniejsze jest ryzyko, że przy wahnięciu koniunktury wycofa się z rynku, nie wspominając o tym, że podwykonawców też częściej ma krajowych.
Jednak zarówno w przypadku krajowych jak i zagranicznych inwestycji warto pamiętać o dwóch zagrożeniach. Po pierwsze, jednym i drugim niezbędna jest odpowiednia ilość siły roboczej, o którą w Polsce jest coraz trudniej.
Na razie braki kadrowe wyrównują pracownicy z Ukrainy, jednak ich rosnąca w ostatnich latach fala niedługo może wygasnąć. Przyczyni się do tego wdrożenie unijnej dyrektywy o pracy sezonowej (w przyszłym roku), która nałoży więcej regulacji na zatrudnienia Ukraińców. Jeszcze większym zagrożeniem może być zniesienie dla nich wiz w całej Unii Europejskiej. Wtedy wielu pracowników zza wschodniej granicy przeniosłoby się na Zachód...