Doskonale, bo okazała się wielkim sukcesem. Znałam wiele osób, w których domach były świetne dzieła sztuki i nasza oferta sprzedała się w całości za ceny podówczas astronomiczne. To przekonało mnie, że powinnam robić to dalej. Wtedy aukcja była wydarzeniem towarzyskim, ludzie przychodzili, by pooglądać piękne rzeczy, ale także, by z sobą porozmawiać. Bywanie na aukcji nobilitowało. Polacy zaczęli się bogacić, a obcy kapitał zaczął wchodzić na nasz rynek, wszystko wskazywało na to, że będzie się to rozwijało.
Udało się pani stworzyć snobizm na sztukę?
Nie nazwałabym tego tak. Kupowanie sztuki było, jest i będzie zawsze w dobrym tonie. Dziś, kiedy cały świat jest zainteresowany nie tylko kolekcjonowaniem, ale też inwestowaniem w sztukę, o wiele trudniej znaleźć ciekawy obiekt niż klienta, który chciałby go kupić. To oczywiste, ponieważ najcenniejsze dzieła sztuki, zwłaszcza dawnej, są lokatą długoterminową i pojawiają się na aukcjach raz na kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt lat. Kolekcje tworzą się i rozpierzchają. Jednak pozyskanie dzieł sztuki jest wciąż wyzwaniem antykwariuszy. W ciągu 26 lat mojej działalności udaje mi się pozyskać dla kolekcjonerów najciekawsze przykłady polskiego malarstwa i jestem przekonana, że długo jeszcze będziemy mogli zaoferować naszym kolekcjonerom obrazy na najwyższym poziomie. Wyjątkową sytuacją był wystawiony na grudniowej aukcji „Młyn zimą" Ferdynanda Ruszczyca, który jest bez zwątpienia arcydziełem klasy muzealnej i precedensem na rynku aukcyjnym, ponieważ dzieło przez lata było właśnie w kolekcji prywatnej.
Idąc do teatru Buffo czy IMKA, można wstąpić do waszej siedziby i zawsze zobaczyć ciekawą kolekcję. Nie żal pani rozstawać się z niektórymi pracami, które trafiają do pani galerii?
Ogromnie mi żal. Mam świadomość, że w ciągu 26 lat istnienia Polswiss Art przez moje ręce przeszły wspaniałe dzieła polskiego malarstwa i wiele z nich chciałabym mieć w swojej prywatnej kolekcji. Wiem jednak, że to niemożliwe, nie tylko ze względów finansowych. Trudno, zdobywając coś wyjątkowego, chować to dla siebie. To byłoby zaprzeczeniem działalności Domu Aukcyjnego. Polswiss Art buduje swoją markę przez to, że dociera do najwybitniejszych dzieł z kolekcji prywatnych, pokazuje je i potem umożliwia, by wyruszyły w Polskę do innych kolekcjonerów.
Zawsze, gdy trafia do nas praca o klasie muzealnej, informujemy o tym państwowe placówki. I bywa, że udaje im się ją kupić.