Na początku przeciwników politycznych – żołnierzy Armii Krajowej, a także innych formacji niepodległościowych, którzy nie zgadzali się na nową okupację, komuniści wysyłali do łagrów, którymi usiana była sowiecka ziemia obiecana. Innych zamykali w obozach, które jeszcze do niedawna obsadzane były przez załogi SS (jak choćby na Majdanku). Miejsc nie starczało dla wszystkich, dlatego NKWD zakładało własne.
Po brzegi wypełniły się też dotychczasowe katownie gestapo – jak chociażby lubelski Zamek.
W czasie okupacji niemieckiej na Zamku działało więzienie (przewinęło się przez nie ok. 40 tys. osób). Wykonywane były tam egzekucje. Po zajęciu Lubelszczyzny przez Armię Czerwoną Zamek był siedzibą sowieckich organów bezpieczeństwa. Ulokowany został tam m.in. Sąd Wojskowy Lubelskiego Garnizonu. Pierwsi więźniowie polityczni zostali osadzeni na Zamku już w drugiej połowie sierpnia 1944 r. (w tym czasie trwało Powstanie Warszawskie). Więzienie karno-śledcze Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego działało do lutego 1954 r.
Jak szacują autorzy przewodnika wydanego przez IPN „Śladami zbrodni" (pod redakcją Tomasza Łabuszewskiego), przewinęło się przez nie ok. 35 tys. osób. Pierwszą egzekucję przeprowadzono tam 15 listopada 1944 r. Jak podają historycy IPN, spośród 515 osób, na które wydano w Lublinie wyroki śmierci, życie w więzieniu straciło na pewno 180. W większości były to ofiary procesów politycznych. Egzekucje odbywały się na dziedzińcu Zamku lub w piwnicy nieistniejącego już budynku administracyjnego i kwatery załogi. Wykonawcami egzekucji w pierwszych miesiącach byli sierżanci Antoni Dalecki i Tadeusz Flor.
Na terenie Zamku nie odbywały się pochówki ofiar, ale właśnie na cmentarzu przy Unickiej. Na razie pracownicy IPN odnaleźli na tym cmentarzu najpewniej szczątki Mariana Pilarskiego „Jara" i Stanisława Biziora „Eama". Nie mam jednak wątpliwości, że miejsce to skrywa więcej ofiar powojennych mordów. Bo cmentarz przy Unickiej to była taka lubelska Łączka.