Bo turysta to taki sam konsument jak każdy inny. Jedni wolą spędzić cały wolny czas, siedząc przy basenie hotelowym ze szklanką w dłoni. Inni chcą zwiedzać wszystko co się da, od kościołów czy zamków po ruiny.
O tych grupach biznes turystyczny pamiętał i oferta tego typu jest już dość bogata. Hotele nawet czterogwiazdkowe rosną we wszystkich regionach, poza sezonem wakacyjnym wspierając swoje finanse głównie organizowaniem wesel czy imprez. Turyści żądni zabytków często wybierają różnego rodzaju wycieczki objazdowe.
Natomiast ci zainteresowani sportem czy ofertą regionalnych dań dopiero wchodzą w orbitę zainteresowania branży. Cieszy, że również władze rozwijają swoje programy wsparcia w tym kierunku, o czym świadczy chociaż decyzja o wspólnej promocji najdłuższego w Polsce szlaku rowerowego czy innych inicjatyw turystycznych Podlasia.
Region nie jest szczególnie nasycony zabytkami, ale za to ma gigantyczne walory krajobrazowe, niespotykane w takim natężeniu w innych częściach kraju. To dla wielu turystów jest znacznie większym walorem niż katedry czy zamki. Osoby przepracowane, zamknięte miesiącami w biurowcach i ciasnych mieszkaniach, podczas wakacji szukają czegoś innego. Noclegu w starej, ale oczywiście odremontowanej pieczołowicie chacie. Czy też hotelu nawiązującym do lokalnych tradycji.
Ogromną niszą jest lokalna kuchnia. Coraz więcej osób chce uciec od masówki i oferty znanej z sieciowych supermarketów i przynajmniej w wakacje zjeść coś innego. Świeżego, prosto z ogrodu czy dopiero zrobionego sera. Nie chodzi o siermiężną agroturystykę z serwowanym z rozdzielnika schabowym czy innymi zestawami obiadowymi. Chodzi o sięganie do lokalnych tradycji kulinarnych, coraz więcej miejsc jest świadomych tego trendu, także na Podlasiu.