„Zemsta" to taki klasyczny utwór, o którym nawet ci, którzy nie chodzą do teatru, mogą pomyśleć, że go znają. Tym bardziej warto zapytać, co zaskakuje reżysera przy lekturze, może to być bowiem wskazówka dotycząca tego, czego nie spodziewaliśmy się na scenie.
– Parę lat temu reżyserowałam „Zemstę" w Teatrze Współczesnym – powiedziała nam Anna Augustynowicz. – Wtedy nie zauważyłam tego, co dziś fascynuje mnie w utworze Fredry: rozpisanego na emocjonalne ciągi rozszczepienia naszego narodowego charakteru.
Może kiedyś śmialiśmy się z charakterów postaci, teraz może przerażać nas ich niezmienność. Coraz trudniej uwierzyć w możliwość zgody i że Bóg „rękę poda".
– Z próbą określenia narodowego charakteru zetknęłam się w tekstach Antoniego Kępińskiego – mówi reżyserka. – Niezwykły humanista i psychiatra, ulokował owo rozszczepienie między szaleństwem szlagona i zawziętością kmiotka. Wiele lat wcześniej Fredro tę przestrzeń między usłyszał, zapisując ją w charakterach Cześnika i Rejenta. W Papkinie skondensował nasze pęknięcie, stwarzając być może najciekawszą w polskiej literaturze postać błazeńską. Obecnie, pracując nad utworem Fredry, postacią, wokół której koncentrują się losy sąsiadów z jednego domu, pragnę uczynić postać błazna. Konfliktowość bohaterów jest ciągle ta sama, a dziś szczególnie dojmująca wobec narosłych społecznych podziałów. Podczas pracy próbujemy sobie i publiczności postawić pytanie, dlaczego zgoda nie jest możliwa. Być może, wymazując z obrazu szlacheckiej rodzajowości końca XVIII wieku naszych sarmackich świętych, rozbierając ich z kostiumu kontusza i fraka, uda nam się rozpoznać to, co w głębokim pejzażu wewnętrznym przechowujemy po naszych pradziadach.
Ważna jest tkanka relacji ekonomicznych łączących bohaterów.