Zabierają niewidomych w góry, pozwalają im jeździć na nartch skiturowych, wspinać się na ściankach czy zjeżdżać na linie nad wielkimi przepaściami. To nie skrajna nieodpowiedzialność. To rodzaj terapii, która pokazuje, że ograniczenia wynikające z niepełnosprawności można pokonywać. Czasem trzeba do tego naprawdę niewiele.
W gminie Ujsołyna na Żywiecczyźnie od kilku lat podejmowane są działania mające na celu aktywizację osób niewidomych i słabowidzących. – Zaczęło się od projektu „Pogranicze bez barier" i wyznaczenia szlaku skiturowego, postawiono wypukłe tablice obrazujące przebieg trasy, wyszkolono pierwszych wolontariuszy. Tak też zrodziła się idea powołania fundacji Pogranicze bez Barier – wyjaśnia Julia Grygny, wolontariuszka zawodowo związana z Urzędem Gminy w Ujsołach.
Narty skiturowe dają lepsze możliwości niż klasyczne zjazdówki czy biegówki. – Można na nich zarówno poruszać się pod górę, jak i zjeżdżać. W zimie, co może nie jest dla wszystkich oczywiste, góry są znacznie bezpieczniejsze dla osób z dysfunkcjami wzroku. Pod śniegiem schowane są przeszkody – kamienie, wystające korzenie. Dodatkowo zapięcia tych nart wydają charakterystyczne dźwięki, co stanowi ważny kanał komunikacji między przewodnikiem a osobą niewidomą bądź słabowidzącą – klikanie nart lokalizuje przewodnika – tłumaczy Bogumił Kanik, pomysłodawca szlaku, prezes fundacji, ratownik górski i goprowiec szkolący wolontariuszy.
Inicjatywę chwali Tadeusz Gierycz, niewidomy związany z bielskim kołem Polskiego Związku Niewidomych, który po górach wędruje przez cały rok. – Nie wyobrażam sobie chodzenia samemu. Lubię być z drugim człowiekiem. Technika oferuje coraz doskonalsze urządzenia, ale trudno polegać tylko na aplikacji. Wyprawa z wolontariuszem, który pełni funkcję przewodnika, to dla niewidomych możliwość pełnego odczuwania emocji związanych z wędrówką. Zdobywanie szczytów jest ważne, pozwala pokonywać granice, ale dla mnie dużo istotniejsze są przeżycia, doznania związane z drogą, poznawanie drugiego człowieka i otwieranie się na niego.
Wędrówka jest ciekawym doświadczeniem także dla wolontariusza. – To radość z bycia z drugim człowiekiem, który niekoniecznie potrzebuje pomocy, częściej towarzystwa i rozmowy. Potrzebuje kogoś, kto opisze mu otaczający świat – zauważa pani Julia i dodaje: – Często gdy znajomym mówię, że w weekend idę w góry w niewidomymi, spotykam się ze zdziwieniem. Pierwsze pytanie, które się nasuwa, to czy się nie boję. A to ja powinnam zapytać niewidomej osoby, czy nie boi się iść ze mną. Oczywiście konieczne jest poczucie odpowiedzialności, ale i otwartość. Relacja niewidomy–przewodnik to musi być symbioza.