Legenda wciąż płynie

17 listopada we Wrocławiu rozpocznie się 28. Memoriał Marka Petrusewicza – międzynarodowe integracyjne zawody pływackie.

Publikacja: 26.10.2017 21:30

Marek Petrusewicz pierwszy rekord w pływaniu pobił w 1953 r.

Marek Petrusewicz pierwszy rekord w pływaniu pobił w 1953 r.

Foto: PAP

Integracyjne, gdyż obok pływaków w wieku gimnazjalnym, rywalizować będą weterani (40-latkowie i starsi) oraz niepełnosprawni, w tym także niepełnosprawni intelektualnie. Tegoroczne zawody odbędą się w nowej pływalni – otwartej w marcu, w przededniu rozgrywanych w mieście The World Games, czyli igrzysk sportów nieolimpijskich. Nosi imię Marka Petrusewicza – pierwszego polskiego rekordzisty świata w pływaniu.

Cudowne dziecko

Był 18 października 1953 roku. W hali Miejskich Zakładów Kąpielowych przy ulicy Teatralnej 19-letni Marek Petrusewicz podjął próbę bicia rekordu świata na 100 metrów stylem klasycznym. – Startowałem sam, moim przeciwnikiem był tylko czas. Udało się – wspominał po latach. – Ja do tego rekordu świata szykowałem się przez całe życie. Cały czas o tym marzyłem, to było dla mnie coś, po czym wszystko się zmieni. A tutaj szok – właściwie nic się nie zmieniło, jestem taki sam jak byłem. Ubrałem się, wyszedłem z basenu. Coś się jednak zmieniło. Wynik 1:10,9 trafił do ksiąg Międzynarodowej Federacji Pływackiej.

Droga do rekordu zaczęła się kilka lat wcześniej, od wagarów spędzanych na basenie, które w końcu przerodziły się w treningi w sekcji pływackiej Pafawagu. (Zapisał się do klubu, bo wtedy nie trzeba było płacić za wstęp.) Na pierwszych zawodach nowicjusz zajął ostatnie miejsce, ale szybko przyszły mistrzostwa okręgu, finały mistrzostw Polski, wreszcie start w reprezentacji i pierwszy rekord Polski. – Prasa napisała, że jestem cudownym dzieckiem, jeśli chodzi o pływanie. Miałem 16 lat.

Pech przed Melbourne

Młody pływak miał nadzieję na dobry występ olimpijski w Melbourne. Start na igrzyskach w Helsinkach (1952) zakończył się porażką, jednak w 1954 roku wywalczył srebro na 200 m st. klasycznym podczas mistrzostw Europy w Turynie (wyścigu na 100 m nie rozgrywano). Poprawił też swój rekord świata (na 1:09,8).

Pływanie przesłoniło całą resztę, łącznie z nauką – zawalił klasę przedmaturalną, później nie dopuszczono go do matury. Został zdyskwalifikowany za niesportowy tryb życia (było w tym trochę prawdy), jednak działacze nie chcieli przepuścić szansy na medal w Turynie (i, być może, okazji do wyjazdu na Zachód), zatem dyskwalifikację cofnięto.

Ludzie, którzy byli wówczas blisko Petrusewicza, nie kryją, że lubił sławę, ale nie umiał zapanować nad popularnością. Alkohol pojawia się w tych opowieściach dość często. Bez matury, zamiast do prawdziwego wojska trafił do wojskowej Legii Warszawa. Tam miał przygotowywać się do igrzysk w 1956 roku, jednak nie zakwalifikował się nawet do kadry olimpijskiej – między innymi dlatego, że Międzynarodowa Federacja Pływacka zakazała żabkarzom pływania pod wodą – a to było atutem Polaka. – W dzieciństwie tak lubiłem nurkować. Lubiłem oglądać pod wodą kolorowe kamienie, wyobrażałem sobie, że to brylanty, topazy... Wszystko lśniło, świeciło, słońce przebijało się przez czystą wodę.

Dramat w Rostocku

Później było tylko gorzej. Po ślubie pływak przeniósł się do Szczecina, co, jak mówił, okazało się najgorszą decyzją w jego życiu. – Nie dlatego, żebym trafił tam na złe warunki czy nieżyczliwych ludzi, ale dlatego, że pociągnęło to za sobą największą tragedię w moim życiu, czyli wyjazd na zawody do Rostocku. Jakie były wyniki tego wyjazdu, nie potrzeba nawet mówić, bo prasa i radio przez kilka tygodni, dzień w dzień pisały i podawały, zresztą rzeczy niezgodne z prawdą.

Po meczu Rostock – Szczecin w 1958 roku oskarżono go o gwałt. Do procesu nie doszło, bo rzekoma ofiara odmówiła podpisania aktu oskarżenia. Jednak Petrusewicz został dożywotnio zdyskwalifikowany. – Byłem w sytuacji człowieka, od którego wszyscy się odwrócili, który jest na ustach wszystkich. Nie mogłem wsiąść do tramwaju, bo cały tramwaj się patrzył, nie mogłem wyjść na ulicę, czułem się zaszczuty.

Filmowa historia

Na domiar złego pojawiły się pierwsze oznaki choroby Bürgera – postępującego zapalenia tętnic i żył, prowadzącego do niedotlenienia i martwicy kończyn, zwykle nóg. Efektem niejednokrotnie jest amputacja, tak też stało się w przypadku polskiego rekordzisty. W 1967 roku wyszedł ze szpitala bez prawej nogi.

Pił przedtem, pił potem. Przestał wychodzić z domu (– Bałem się litości.) Dopiero działacze sekcji pływackiej wrocławskiego Zrzeszenia Niepełnosprawnych Start namówili go do powrotu na basen.

W tym momencie kończy się film Filipa Bajona „Rekord świata" – fabularyzowana biografia Marka Petrusewicza, nakręcona w 1977 roku (w główną rolę wcielił się Marcin Troński).

Jednak to nie koniec historii bohatera, który zdał maturę, rozpoczął studia prawnicze, zainteresował się doktrynami politycznymi. W 1979 roku obronił pracę magisterską „Ruch i ideologia faszystowska we Włoszech i Niemczech".

W roku 1980 zaangażował się w politykę, został oddelegowany do zarządu regionu dolnośląskiej Solidarności. „Jesienią 1981 r., dzięki zdobyciu przez niego tajnych informacji o nadzwyczajnych przygotowaniach jednostek wojskowych, Zarząd Regionu zdecydował o podjęciu pieniędzy dolnośląskiej »S« z lokat bankowych oraz dyslokacji części związkowej poligrafii. 13 grudnia 1981 r. zaatakowany przez ZOMO w siedzibie ZR w czasie wynoszenia powielacza; po ciężkim pobiciu przetrzymywany w zakładzie karnym we Wrocławiu" – pisze Artur Adamski w „Encyklopedii Solidarności".

Po dwóch tygodniach w celi trafił do szpitala z odnowioną chorobą Bürgera. Jeszcze kolportował niezależną prasę, jednak w 1983 r. po kolejnych leczeniach szpitalnych amputowano mu drugą nogę.

W 1986 r. przeszedł wylew. Zmarł w 1992 roku – miał 58 lat.

Na pomoc

Celem pierwszych zawodów o puchar Marka Petrusewicza, była m.in. pomoc finansowa dla ciężko chorego już wówczas patrona.

– W 1990 roku odbywał się Festiwal Kultury Fizycznej Solidarności. Ja wcześniej działałem w drugim obiegu, on był członkiem zarządu regionu jeszcze w 1980 roku, dlatego zgłosiłem się z takim pomysłem. Wiedziałem, że nie stoi zbyt dobrze finansowo, więc zbieraliśmy pieniądze do puszek – mówi „Rz" Witold Wasilewski, naczelnik zawodów. – Osobiście poznałem go, kiedy był już niepełnosprawny, ale przecież słyszałem o nim wcześniej, bo jako młody chłopak również trenowałem pływanie w Pafawagu. Był legendą.

Rok później zawody zostały przeniesione z pływalni WKS Śląsk na basen przy ul. Teatralnej. Ten sam, w którym Marek Petrusewicz pobił swój rekord świata. – Wtedy był już po wylewie, nie mówił, nie było z nim bezpośredniego kontaktu. Z pomocą logopedki udało się tylko zapisać jego pozdrowienia dla uczestników. Zmarł dwa tygodnie przed trzecią edycją zawodów – wspomina Witold Wasilewski.

Wtedy Puchar przerodził się w Memoriał i przybrał integracyjny charakter. Dziś jest ważnym punktem pływackiego kalendarza. Emocje budzi zwłaszcza wyścig memoriałowy na 100 m st. klasycznym chłopców, który gromadzi na starcie najlepszych. To właściwie trzy wyścigi, dla trzech roczników gimnazjalnych. – Najlepszych żabkarzy z każdego rocznika zapraszamy na koszt organizatora – podkreśla naczelnik.

W 2005 roku zawody znów przeniesiono – tym razem na pływalnię AWF – jednak historyczny basen pozostał ważny. To tam w 60. rocznicę rekordu wystawiono spektakl teatralny „Wielki plusssk" w reżyserii Krzysztofa Konopki. O bohaterze przypomina też tablica pamiątkowa odsłonięta z udziałem jego córki, Danuty Wójt oraz wnuka, Łukasza Wójta (brązowego medalisty mistrzostw Europy z 2008 r., w wyścigu na 400 m st. zmiennym).

– Pamięć o Marku Petrusewiczu żyje – mówi bez wahania Witold Wasilewski. – Był film, było przedstawienie, mamy ulicę jego imienia, proszę też posłuchać reportażu radiowego o nim (reportaż „Głębokie zanurzenie" Krystyny Melion zdobył nagrodę na festiwalu Premios Ondas w Barcelonie, w 1974 roku. Pochodzą z niego wypowiedzi Marka Petrusewicza w tym tekście – red.).

Wkrótce o pierwszym polskim rekordziście dowiedzą się kolejni – w tym roku na nowym basenie organizatorzy Memoriału Marka Petrusewicza spodziewają się około 500 uczestników.

Regiony
Dolny Śląsk zaprasza turystów. Szczególnie teraz
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Regiony
Odważne decyzje w trudnych czasach
Materiał partnera
Kraków – stolica kultury i nowoczesna metropolia
Regiony
Gdynia Sailing Days już po raz 25.
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał partnera
Ciechanów idealny na city break