Mogło się wydawać, że to już nigdy nie nastąpi. Od igrzysk olimpijskich w Soczi, gdzie polscy łyżwiarze szybcy zdobyli trzy medale, mijały miesiące i lata, a hala lodowa nie powstawała. Nie brakowało głosów, że gdy skończą się sukcesy Zbigniewa Bródki, Konrada Niedźwiedzkiego czy Natalii Czerwonki, to minie również najlepszy moment na rozpoczęcie takiej inwestycji.
Kolejne mistrzostwa Polski były rozgrywane na warszawskich Stegnach. Kto się tam wybrał, ten wie, w jakich warunkach musieli rywalizować zawodnicy: odrywająca się wykładzina, rozsypujące się trybuny, szatnie pachnące dawnymi sukcesami. I mróz. Ławki do przebierania się stały pod gołym niebem, rowery rozgrzewkowe w korytarzu, a jeśli dziennikarze chcieli porozmawiać z bohaterami zawodów, to musieli zatrzymywać łyżwiarzy pod gołym niebem.
Poszukiwanie miejsca na ziemi
Reprezentanci Polski na każde zgrupowanie wyjeżdżali za granicę, popularnym miejscem było, i ciągle jest, Inzell w południowo-wschodnich Niemczech. Polscy panczeniści gościli też w Berlinie. Zbigniew Bródka opowiadał, że przed igrzyskami w Soczi z trudem wytrzymywał ciągłe wyjazdy i rozłąkę z rodziną, dlatego nie ma się co dziwić jego radości.
– Bardzo się cieszę, że powstała w Polsce hala lodowa i kwalifikacje do Pucharów Świata będą mogły odbywać się w Polsce. Od jakiegoś czasu kwalifikacje rozgrywaliśmy przeważnie w Niemczech – mówi „Rzeczpospolitej" złoty medalista z Soczi. Być może hali lodowej nie byłoby do tej pory, gdyby nie determinacja władz miasta, które jest głównym inwestorem. – To jest zasługa prezydenta Tomaszowa. Po mistrzostwach Polski, które rozegraliśmy jeszcze na odkrytym torze, prezydent Marcin Witko zauważył siłę naszej dyscypliny i to, że może ona pomóc wypromować miasto. Podjął decyzję, a potem działał błyskawicznie. Już w styczniu 2016 roku spotkał się z nami – mówi „Rz" prezes Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego Roman Derks. Już kilka miesięcy później rozpoczęła się budowa nowoczesnego obiektu.
Wcześniej pojawiały się informacje, że taka hala może powstać w Zakopanem. Stolica polskich Tatr zachwalała fakt, że tor byłby położony na wysokości 1000 m n.p.m. i na treningi przyjeżdżałaby tam światowa czołówka. Czysta, górska woda miała dodatkowo pomóc w przygotowaniu doskonałego lodu. Silną kandydaturą wydawały się warszawskie Stegny, ale i tutaj sprawa się przeciągała. Tomaszów był najszybszy. Determinację samorządowców podkreśla także Ministerstwo Sportu i Turystyki, które dołożyło ponad 19 mln zł do inwestycji, której koszt wyniósł około 47,6 mln zł.