Krafty kwitną we Wrocławiu

Coraz więcej zapaleńców rozwija kulturę piwną Wrocławia. To sposób na firmę rodzinną, ucieczkę z korporacji, a także – zarabianie na pasji.

Publikacja: 23.11.2017 22:30

Wrocław ma 800 lat piwowarskich tradycji, kiedyś był nazywany Małą Bawarią

Wrocław ma 800 lat piwowarskich tradycji, kiedyś był nazywany Małą Bawarią

Foto: materiały prasowe

Jeszcze przed dekadą na scenie małych browarów we Wrocławiu nie było nikogo. Dziś okazuje się, że piwna rewolucja zelektryzowała środowisko tego miasta. Wrocławianie najpierw warzyli piwo w domu, potem fala ruszyła, a dzisiejsze browary rzemieślnicze z Dolnego Śląska zdobywają nagrody nawet w Japonii.

Wojciech Frączyk z browaru Widawa był jednym z pierwszych, odważną decyzję podjął już w 2004 r., gdy w małej Chrząstawie pod Wrocławiem otworzył restaurację. Sześć lat później przyszedł czas na piwo. – Ludzie się dziwili już wtedy, gdy otwieraliśmy restaurację pośrodku niczego. Gdy zaczynaliśmy warzyć piwo, funkcjonowały tu tylko dwa zakłady, Spiż i Lwówek – mówi. – Najbardziej jesteśmy znani z piw typu porter bałtycki, to nasz hit sprzedażowy. Ile mamy, tyle schodzi na pniu – mówi. Najlepsze piwo ma więc wyjątkowo długą nazwę – Browar Widawa Smoked Baltic Porter 24. – W światowym rankingu RateBeer jest na pierwszym miejscu w kategorii piw wędzonych, w tym roku odebraliśmy nagrodę w Kalifornii. Browary ze świata zapraszają ich do współpracy. Kolejna wyprawa to Montreal. – Za dwa tygodnie lecimy do Kanady, będzie impreza z naszymi piwami w Montrealu, paleta już dotarła na miejsce – mówi Frączyk. Piwo trafiło już do Włoch, do Szwajcarii, ostatnio na Ukrainę. Na ostatnim festiwalu piwnym w Poznaniu, gdzie jest największy konkurs piw kraftowych, zdobyli cztery medale, w tym złoty. – Ja się generalnie lubię ścigać, dlatego biorę udział w konkursach – przyznaje. Nagrody odebrał nawet w Jokohamie i w Portugalii.

Od kuchni do warsztatu

Jedna z założycielek Warsztatu Piwowarskiego, Agnieszka Wołczaska-Prasolik, współtworzyła Wrocławski Festiwal Dobrego Piwa, który rozrasta się tak, że z małego ogrodu pałacyku w Leśnicy trafił już na Stadion Miejski. Pomysł na festiwal trafił już do Lublina, Gdańska, Szczecina, Warszawy i Krakowa. Ale pierwszy był pomysł wrocławianki. Jej partner w biznesie jest inżynierem. – Pracowałem w korporacji, kolega pokazał mi, jak warzyć piwo – mówi dziś Jarosław Hołowiak. Warunki domowej kuchni pozwalają na uwarzenie 30 litrów, ale jemu było mało, stopniowo doszedł do 500. – To już przemysłowe wybicie, zacząłem się zastanawiać, kogo zaprosić do współpracy, i pomyślałem o Agnieszce – mówi o początkach. Jak na prawdziwe warsztaty i inżyniera przystało, większość instalacji przygotował sam z używanego sprzętu. – Zaczęliśmy pięć lat temu od budowy instalacji, potem była adaptacja pomieszczeń, ściany, wylewki, kanalizacje, wszystko samemu po godzinach – mówi Jarosław. Browar działa od dwóch lat.

Przez jakiś czas jeszcze godził ogień z wodą i pracował w korporacji, po roku dotarło do niego, że już dosyć. Ostatni rok poświęcił tylko browarowi, a dziś stoją na progu następnej zmiany – właśnie zatrudnili kolejnego pracownika. Po to, by zamiast wozić taczki, być w stanie zająć się rozwojem browaru, marketingiem, sprzedażą. Warsztat za granicę piwa jeszcze nie wysyła, ale po pubach w całej Polsce już tak. Oni także wrócili z Poznania z tarczą, nie na tarczy. – Wygraliśmy dwa brązowe medale, za naszego pilsa Pozycja 69 oraz za Noc Tarnogaju – mówi. Wbrew obawom to ostatnie piwo nie jest gorzkie, tylko bardzo ciemne. Piwowar chwali się też piwem Bergamot, ze skórką pomarańczy, tej samej, której aromat trafia do herbaty Earl Grey. Dziś browar planuje zainwestować w promocję. Na święta wyślą do sklepów zestawy butelek z kieliszkiem jako pomysł na prezent. Jarosław zapowiada też konkurs dla piwowarów domowych, zdradził redakcji wszystkie szczegóły i zabronił o nim pisać. Szczegóły nadejdą więc w social mediach.

Biznesmen i urzędnik

– Browar założyliśmy we dwójkę, ja i kolega – mówi Karol Sadłowski z Profesji. Postanowili połączyć siły przedsiębiorcy i byłego urzędnika z urzędu marszałkowskiego, do współpracy doprosili jeszcze piwowarów domowych. Pierwsze piwa dwa lata temu publiczność przyjęła łaskawie. Dzięki dofinansowaniu z Unii Europejskiej cały czas się rozwijają. – Zaczynaliśmy w cztery osoby, dziś mamy już 10 pracowników, dokupujemy nowe tanki, zwiększamy produkcję – mówi Sadłowski. Są już pod względem produkcji drudzy we Wrocławiu. Z Poznania przywieźli srebro za Oberżystę w kategorii British Ale, efekt współpracy z Bistro Narożnik z ul. Rydygiera. Brązowy medal wpadł za Bartnika w kategorii piwo z miodem. Sprzedają w całym kraju, choć najwięcej w okolicach Wrocławia. Właśnie podpisują kolejne umowy na dofinansowanie internacjonalizacji firmy z funduszy unijnych. Powstaną materiały promocyjne, ale ważny jest też pasteryzator, który wydłuży życie piwa i pozwoli je wysłać za granicę. Coraz częściej trafiają do nich też firmy eventowe z prośbą o zorganizowanie warsztatów, opowieści o piwie i degustację.

Pomagają zwierzętom

Browar Prost to firma rodzinna. – Specjalizujemy się w klasyce, w stylu bawarskim, mamy też restaurację przy browarze na ul. Paprotnej – mówi Artur Sudoł, dyrektor browaru. Prost produkuje siedem gatunktów, od pilsa, przez gold, heffe, ahop i ared, które serwuje też w swojej restauracji na ul. Paprotnej. Własny pub prowadzi też znany Browar Stu Mostów, z którego można obserwować produkcję. Choć działa od trzech lat, piwo wysyła już do 10 krajów w Europie. Kilkanaście kraftów weźmie udział w grudniu w akcji „Kufelki na Kundelki". Dają beczki piwa, a kilka knajpek sprzedaje je bez zysku, zyskują zwierzęta, którymi opiekuje się Fundacja Matuzalki. – Przy poprzedniej edycji imprezy dzięki dziewięciu beczkom zebraliśmy ponad 7 tys. zł. W tym roku mamy ponad 15 beczek, liczymy, że uzbieramy wielokrotność tej kwoty – mówi Przemysław Chmielewski, prywatnie domowy piwowar i właściciel psów, który wraz z żoną wymyślił tę akcję i co roku prowadzi ją z pomocą kilku znajomych.

Jeszcze przed dekadą na scenie małych browarów we Wrocławiu nie było nikogo. Dziś okazuje się, że piwna rewolucja zelektryzowała środowisko tego miasta. Wrocławianie najpierw warzyli piwo w domu, potem fala ruszyła, a dzisiejsze browary rzemieślnicze z Dolnego Śląska zdobywają nagrody nawet w Japonii.

Wojciech Frączyk z browaru Widawa był jednym z pierwszych, odważną decyzję podjął już w 2004 r., gdy w małej Chrząstawie pod Wrocławiem otworzył restaurację. Sześć lat później przyszedł czas na piwo. – Ludzie się dziwili już wtedy, gdy otwieraliśmy restaurację pośrodku niczego. Gdy zaczynaliśmy warzyć piwo, funkcjonowały tu tylko dwa zakłady, Spiż i Lwówek – mówi. – Najbardziej jesteśmy znani z piw typu porter bałtycki, to nasz hit sprzedażowy. Ile mamy, tyle schodzi na pniu – mówi. Najlepsze piwo ma więc wyjątkowo długą nazwę – Browar Widawa Smoked Baltic Porter 24. – W światowym rankingu RateBeer jest na pierwszym miejscu w kategorii piw wędzonych, w tym roku odebraliśmy nagrodę w Kalifornii. Browary ze świata zapraszają ich do współpracy. Kolejna wyprawa to Montreal. – Za dwa tygodnie lecimy do Kanady, będzie impreza z naszymi piwami w Montrealu, paleta już dotarła na miejsce – mówi Frączyk. Piwo trafiło już do Włoch, do Szwajcarii, ostatnio na Ukrainę. Na ostatnim festiwalu piwnym w Poznaniu, gdzie jest największy konkurs piw kraftowych, zdobyli cztery medale, w tym złoty. – Ja się generalnie lubię ścigać, dlatego biorę udział w konkursach – przyznaje. Nagrody odebrał nawet w Jokohamie i w Portugalii.

Ten artykuł przeczytasz z aktywną subskrypcją rp.pl

Zyskaj dostęp do ekskluzywnych treści najbardziej opiniotwórczego medium w Polsce

Na bieżąco o tym, co ważne w kraju i na świecie. Rzetelne informacje, różne perspektywy, komentarze i opinie. Artykuły z Rzeczpospolitej i wydania magazynowego Plus Minus.

Regiony
Dolny Śląsk zaprasza turystów. Szczególnie teraz
Regiony
Odważne decyzje w trudnych czasach
Materiał partnera
Kraków – stolica kultury i nowoczesna metropolia
Regiony
Gdynia Sailing Days już po raz 25.
Materiał partnera
Ciechanów idealny na city break