Wejdę panu w słowo. We wstępie do tej książki wicedyrektor Departamentu Gier Sportowych GKKF, późniejszy prezes PZPN Władysław Rajkowski napisał, że trener, instruktor i działacz powinni pogłębiać swoją świadomość polityczną i wiedzę marksistowsko-leninowską. To miała być recepta na sukces sportowy.
Takie były czasy. Ale Ryszard Koncewicz nie miał z tym nic wspólnego. Jego praca była na tamte czasy bardzo cenna. Koncewicz był wybitnym teoretykiem i osobowością, chociaż na co dzień dość trudnym człowiekiem, nieuznającym kompromisów. Pojawiła się też wtedy książka radzieckiego teoretyka Towarowskiego „Piłka nożna". Na szczęście jednak korzystaliśmy ze znacznie lepszych doświadczeń Węgrów, po wojnie mających najlepszych piłkarzy i najlepszą szkołę na świecie. Jeszcze w latach 40. ukazała się na naszym rynku „Piłka nożna. Teoria i trening" Janosa Palfaia. Jednak przełomem stała się praca Arpada Csanadiego „Piłka nożna", która trafiła do księgarń w roku 1957. To już było nowoczesne opracowanie, na którym wychowało się pokolenie trenerów. Przyznaję, że moje książki zostały w znacznym stopniu oparte właśnie na pracy Csanadiego. Uwzględniały jednak zmiany, jakie zaszły w taktyce i metodyce szkolenia od jego czasów.
W roku 1954 mistrzami świata zostali Niemcy, potem dwa mundiale wygrywali Brazylijczycy, po nich Anglia, która była chronologicznie pierwszym wzorem. W Polsce książek o futbolu autorów z tych krajów nie było?
Przecież dobrze pan wie, że nie było. Podejrzewam, że niemieckich ze względów politycznych. Brazylijskich – dlatego, że za daleko, a zresztą oni wzorowali się na futbolu węgierskim. Angielskich – może dlatego, że ich system WM odchodził do przeszłości. Szkolenie zmieniało się wraz ze zmianą taktyki. Tylko technika jest wciąż ta sama. Składa się z określonej liczby niezmiennych elementów. Tu się już nic nowego nie wymyśli. Jeśli coś można zmienić, to tylko szybkość wykonywania konkretnych ćwiczeń i zagrań. Oczywiście geniusze w rodzaju Leo Messiego czy Cristiano Ronaldo wnoszą wiele, ale robią to samo co inni, tylko szybciej, dodając jakiś trik.
Czy w związku z tym pańskie książki też już są nieco anachroniczne?
W pewnym stopniu tak. Stały się świadectwami historii na określonym etapie rozwoju piłki nożnej. Dziś już bym ich nie zalecał. Ponieważ jednak zmieniają się metody treningu, pojawia się sprzęt pomocniczy, o jakim dawniej nie śniliśmy, nauka musi nadążać za życiem. I niedawno napisaliśmy wraz z Dariuszem Śledziewskim nową książkę, „Piłka nożna. Nauczanie i doskonalenie techniki". Śledziewski jest bardzo dobrym wykładowcą, chyba najlepszym w Polsce. Pracuje w katedrze Teorii Treningu na AWF, zbierał materiały w Legii, współpracował z trenerami reprezentacji Polski. Książka jest bogato ilustrowana, te moje pierwsze, sprzed lat, pod względem graficznym nie wytrzymują z nią konkurencji.