Skoro mówimy o środkach z RPO to może warto wyjaśnić bardziej szczegółowo – czym różni się wspomniana przez ministerstwo rezerwa wykonania od zasady N+3?
Zasada N+3 oznacza automatyczne anulowanie części zobowiązań finansowych Komisji Europejskiej względem programu. Dochodzi do tego w sytuacji, gdy komisja do końca roku nie otrzymuje rozliczenia wydatków w wysokości równej przypisanej do tego roku puli pieniędzy programu. Program traci tę część środków, dla której nie uda się zgłosić Komisji wydatków do 31 grudnia. Warto wspomnieć, iż w perspektywie 2007-2013 w żadnym programie regionalnym nie doszło do utraty środków z tytułu zastosowania zasady N+3. I nie zanosi się na to również w obecnej perspektywie. Zwłaszcza gdy mówimy o końcu tego roku. Rezerwa wykonania to z kolei wydzielona część środków programu, stanowiąca co do zasady 6 proc. ogólnej puli pieniędzy, którą do programu przypisano już z góry. Z drobnymi wyjątkami wykorzystać ją można dopiero po osiągnięciu, wyznaczonych na koniec 2018 roku, kamieni milowych. To pośrednie wartości nie tylko wydatków, ale również innych wskaźników obrazujących postęp w realizacji programów. Już na samym starcie zobowiązaliśmy się je osiągnąć z końcem tego roku. To np. określona liczba kilometrów zmodernizowanych lub wybudowanych dróg czy liczba wspartych przedsiębiorców. Oceny stopnia osiągnięcia tych wskaźników dokona w przyszłym roku Komisja Europejska. Nie ma tu automatyzmu w cięciu pieniędzy programu. Jeśli ocena wypadnie satysfakcjonująco, program nie straci pieniędzy. Przy trudnościach w ich wykorzystaniu może na przykład pojawić się potrzeba, by je w obrębie programu przesunąć z jednego na inny obszar.
Zdaniem rządu samorządy opóźniają konkursy, wolno oceniają wnioski, dają niejasne kryteria naboru. Jest tak?
Rząd ma prawo do swojej oceny. Dobrze jednak, by była bardziej wyważona i sprawiedliwa. Poza tym skala zagrożeń – jak już mówiłem – jest wyolbrzymiona. Żeby przyjąć odpowiednią miarę dla oceny tego, co dzieje się w regionach, warto uświadomić sobie, jak dużym wyzwaniem jest wdrażanie programów regionalnych. Instytucje regionalne w całej Polsce obsłużyły dotychczas blisko 4 tysiące naborów. Oceniły ponad 61 tysięcy wniosków o dotację i podpisały umowy na realizację prawie 29 tysięcy projektów. Nie przeczę, że przy tej skali działań podejmowanych przez regiony od 2015 roku mogły zdarzać się przestoje i problemy. To normalne. Natomiast głównych przyczyn, wskutek których tempo wdrażania programów regionalnych odbiega od oczekiwań ministerstwa, nie upatrywałbym po stronie regionów. Zadziwiające, że ministerialne prezentacje o nich milczą. Trzeba więc przywołać kilka najważniejszych. To duże opóźnienia w przyjęciu na szczeblu rządowym dokumentów, bez których wydatkowanie środków europejskich nie było możliwe. Myślę chociażby o Krajowym Programie Gospodarki Odpadami, prawie wodnym czy V aktualizacji Krajowego Programu Oczyszczania Ścieków Komunalnych. To także zmiany w tak zwanej ustawie wdrożeniowej, która reguluje na polskim gruncie zasady realizacji programów krajowych i regionalnych. Rząd nowelizował ustawę pod hasłem usprawnień. A zmiany nie przyniosły realnych korzyści beneficjentom. Obciążyły tylko dodatkowo administrację odpowiedzialną za wdrażanie funduszy i zabrały tak cenny czas.
Minister Jerzy Kwieciński pochwalił jednak niektórych, np. województwo podkarpackie za to, że choć nie jest dobrze, to zrobiło największy postęp, by było lepiej.
Absolutnie nie deprecjonuję osiągnięć kolegów z Podkarpacia. Im faktycznie „słupki” urosły znacznie w ostatnich latach. Ale w ciągu ostatnich miesięcy wyniki poprawiły wszystkie regiony. Programom regionalnym trudniej było wejść na właściwe tory. Są zdecydowanie bardziej skomplikowane niż te krajowe. Dysponują pieniędzmi na zdecydowanie więcej różnych obszarów. Regiony nabierają rozpędu, przyjmując na moment punkt widzenia tych, którzy kibicują wyścigom we wdrażaniu funduszy. Tylko kwestią czasu jest to, że wyprzedzimy w statystykach programy krajowe.