W południowych dzielnicach Jaworzna czuć nadal, zwłaszcza wieczorami, jadowity, nasycony chemikaliami oddech „Azotki". Ale tylko nieliczni mieszkańcy prawie stutysięcznego miasta nad Przemszą zasypiają i budzą się ze świadomością, że w odległości zaledwie 2 km od centrum, w dzielnicy Bory, spoczywają – zgromadzone w dawnych wyrobiskach piasku – dziesiątki tysięcy ton odpadów po produkcji najgroźniejszych trucizn, jakie kiedykolwiek udało się wynaleźć chemikom.
– Tam rośnie dziś zwykły las, do którego ludzie chodzą czasem nawet na spacery. Dramat rozgrywa się 2–3 metry pod ziemią, gdzie toksyny przenikają do wód podziemnych – wyjaśnia Marcin Tosza, główny specjalista w Wydziale Gospodarki Komunalnej i Ochrony Środowiska w UM w Jaworznie. – Ale oprócz naszego samorządu interesują się tym głównie instytucje i placówki badawcze ochrony środowiska w krajach położonych nad Bałtykiem. U nas, mamy wrażenie, sprawę chce się zamieść pod dywan. Od lat alarmujemy kolejnych ministrów środowiska oraz liczne instytucje i urzędy, zajmujące się problemem odpadów. Bez skutku.