A jeśli porównać efekty ich działań do drogowców czy kolejarzy, wyrastają wręcz na unijnych prymusów. Miliardy euro płynące do gmin i regionów spowodowały skok cywilizacyjny, a ich efektem są tysiące większych i mniejszych inwestycji, które poprawiają codzienne życie Polaków. To fakt.
Finansowy dobrobyt, do którego tak łatwo przyzwyczaili się lokalni włodarze, ma jednak efekty uboczne. Pierwszy z nich to inwestycyjne przegrzanie, którego kolejnej fali właśnie doświadczamy. Zaplanowane w tym roku wydatki nie tylko będą rekordowe, ale ustanowiony wynik (72 mld zł) niezmiernie trudno będzie poprawić. Żeby nadać tej kwocie odpowiednią skalę, przypomnę, że rok temu – a był to całkiem niezły rok – wartość inwestycji przekroczyła 33 mld zł.
Kumulacja projektów musi prowadzić nie tylko do trudności ze znalezieniem wykonawców oraz konieczności płacenia im wygórowanych stawek (co od jakiegoś czasu obserwujemy), ale też do realizacji inwestycji nie zawsze przemyślanych i potrzebnych, w myśl zasady: są pieniądze, trzeba je wydać (co mieszkańcy mogą odczuć wkrótce).
Drugim efektem ubocznym zalewu unijnych euro jest odrzucenie innych sposobów finansowania projektów. Trudno się zresztą temu dziwić. Kto będzie przekonywał bankowca, że jakaś inwestycja ma sens, aby dostać na nią kredyt, gdy na wyciągnięcie ręki jest bezzwrotna dotacja? Kto będzie się martwił powodzeniem ewentualnej emisji obligacji? Albo przechodził proceduralną drogę przez mękę, aby przedsięwzięcie zrealizować z partnerem prywatnym?
Uzależnienie od dotacji z UE widać doskonale właśnie na przykładzie PPP. Idea jest świetna: samorząd ma potrzeby, prywatny inwestor pieniądze, są szanse na zyski – wszyscy wygrywają. W teorii. Bo praktyka PPP wygląda tak, że w ciągu niemal dekady obowiązywania przepisów zrealizowano w całym kraju niewiele ponad 100 takich projektów. Partnerstwo ma wiązać – jak wskazuje nazwa – publicznego z prywatnym, dochodzi więc jeszcze bariera wzajemnego niezrozumienia i braku zaufania. Oraz wiele pułapek i raf w przepisach, na których rozbić się może nawet doświadczony urzędnik.