Jednak żeby poznać ducha tego ciągle rozwijającego się miasta, warto zapoznać się z zabytkami całkiem nowymi, o których nie przeczytacie w popularnych przewodnikach.
Tę wyprawę po nowych zabytkach starej stolicy można rozpocząć już na Dworcu Głównym. Gdy z peronu rzuci się okiem na wschód, oczom naszym ukarze się „Szkieletor". W latach 70. miał być pierwszym biurowym drapaczem chmur w naszym mieście, ale komunie brakło kasy i jego nigdy niedokończona żelbetowa konstrukcja jest teraz pomnikiem 35-letniej niemocy zagospodarowania tego czegoś w jakikolwiek sensowny sposób. Gdyby liczne próby przełamania tej niemocy przelać na papier, powstałby kolejny serial typu scripted docu, bijący na głowę popularnością słynne „Pamiętniki z wakacji".
W ogóle pomniki to krakowska specjalność. Naprzeciwko wawelskiej katedry stoi np. jeden z 16 (słownie: szesnastu) pomników JP II w naszym mieście. Ten jest szczególny, bo został postawiony w obecności kardynała i prezydenta RP, chociaż był... samowolą budowlaną. Piszę „postawiony", bo dzięki nieprzytwierdzeniu do podłoża w świetle prawa nie był samowolą. Nie muszę chyba dodawać, że ta prowizorka nie tylko trzyma się w najlepsze, ale po czterech latach sporu uzyskała certyfikat legalności.
O dwie minuty od Wawelu, naprzeciwko pięknego kościoła Piotra i Pawła, znajduje się pl. Marii Magdaleny, a na nim pomnik ks. Piotra Skargi. Kaznodzieja wygląda na nim, jakby zaraz miał spaść z kolumny, i to na własne życzenie. Postument ufundowało Arcybractwo Miłosierdzia i postawiono go oczywiście bez zezwolenia odpowiednich wydziałów Urzędu Miasta. Pomimo to na odsłonięciu oprócz kardynała był... prezydent Stołecznego Królewskiego Miasta Krakowa. Dla nas, krakowian, to nic zaskakującego. Wcześniej prof. Gołaś wbił pierwszą łopatę, symbolicznie rozpoczynając budowę bardzo potrzebnego (naprawdę!) mostu, w momencie gdy budowa ciągle nie posiadała odpowiednich zezwoleń wydanych przez... Urząd Stołecznego Królewskiego itd. Z kolei ze Skałki przez kilka lat można było podziwiać po drugiej stronie Wisły gigantyczny billboard, oczywiście też postawiony bez zezwolenia. Zasłynął on z tego, że w jego wnętrzu bezdomni urządzili sobie kilkupokojowe mieszkanie z kuchnią i łazienką, oraz z tego, że... w końcu został rozebrany. Jednak jestem spokojny. Coś ubyło, to coś przybędzie. Wszak jesteśmy w Stołecznym Królewskim itd.
Wymagana przez redakcję objętość tego felietonu uniemożliwia mi podanie kolejnych przykładów na to, że historyczna stolica polski nie jest żadnym skansenem i że także dziś aktywnie tworzy historię „Polski w budowie". W epoce tabletów, smartfonów i internetu każdy może, siedząc w jednym z licznych krakowskich kawiarnianych ogródków, bez trudu znaleźć następne przykłady, wczuć się w atmosferę tego miejsca i... pokochać je. Do wyboru: za jego dziwactwa albo... wbrew nim.