Kolejny dowód widać we Francji. W czterech pierwszych meczach polskiej reprezentacji – piszę to przed pojedynkiem z Portugalią – nie wystąpił żaden lechita. Nasz rodzynek w kadrze Nawałki, Karol Linetty, grzeje ławę i wątpliwe, aby wyszedł na murawę. Owszem, w reprezentacji Węgier zagrali Kadar i Lovrencsics, ale temu pierwszemu właśnie skończył się kontrakt z Lechem, a drugi podobno szuka sobie nowego klubu. Co więcej, niedawno z ust jedynego znanego mi osobiście ultrasa klubu przy Bułgarskiej usłyszałem, że modli się, aby w tym roku Legia Warszawa weszła wreszcie do Ligi Mistrzów. Kiedyś, rzecz nie do pomyślenia. Najwidoczniej nawet u najbardziej zagorzałych kibiców Lecha ambicja wyparowała.

Mniejsza o odwieczny i zawsze nad Wartą gorący spór warszawsko-poznański. Przecież my karlejemy już do tego stopnia, że nie mamy nawet ambicji walki z powiatowymi miasteczkami. Weźmy przykład głośnego na cały kraj pomnika Chrystusa, który właśnie – w towarzystwie i dzięki ministrowi Macierewiczowi – stanął przy kościele na Jeżycach. Otóż ten pomnik, przedmiot długoletniego już sporu prawicy z władzami miasta, mierzy niewiele ponad pięć metrów. Pięć! Jest, mówiąc wprost, mikry. Daleko mu do trzydziestometrowego Chrystusa w Rio de Janeiro. O to mniejsza, Warta nie Amazonka, nadwarciańskim miejskim plażom daleko do Cocacabany. Ale żeby być gorszym nawet od Świebodzina? Panowie ze Społecznego Komitetu Odbudowy Pomnika Wdzięczności, gdzie Wasze ambicje, gdzie wielkopolska duma i rozmach? Że to kopia przedwojennego pomnika Chrystusa z Pomnika Wdzięczności? A cóż to za argument? Spójrzcie na wicepremiera Morawieckiego, który chwali II Rzeczpospolitą za stworzenie Centralnego Okręgu Przemysłowego, ale nie każe nam dzisiaj budować samolotów „Łoś" lub „Karaś" tylko od razu satelity! Trzeba mieć jakieś ambicje, jakieś sięgające po horyzont plany. To nie jest czas zgrzebności! Świebodziński Chrystus liczy 32 metry, sama korona ma trzy i na dodatek jest pozłacana. A nasz?!

Zdaje się, że jedynym mieszkańcem Poznania, który ma jeszcze jakąś wolę walki, jest prezydent Jacek Jaśkowiak, który długo toczył wojnę z samym ministrem obrony narodowej, aby asysta wojskowa towarzyszyła obchodom sześćdziesiątej rocznicy Poznańskiego Czerwca. Minister owszem się zgadzał, ale pod warunkiem, że wygłoszony zostanie też apel smoleński. Jak mawiał niezrównany Stefan Kisielewski – „Paluszki lizać i obgryzać".

Albo zamiast obgryzać, lepiej znowu obudźmy ambicje poznaniaków. Na początek – to będzie bezpieczniejsze i bardziej racjonalne – powalczmy o prymat nad Świebodzinem.

Autor jest niezależnym publicystą, autorem biografii Edwarda Gierka „Gierek. Człowiek z węgla", niebawem ukaże się jego biografia Wojciecha Jaruzelskiego.