Oczywiście. Ludzie na ulicy mnie poznają, podchodzą, gratulują, mówią, że cieszą się z mojego sukcesu. To bardzo miłe i w ogóle mi nie przeszkadza. Na spacer mogę pójść bez kłopotu.
Po tym, jak wywalczył pan brązowy medal, radość przemieszała się z niedosytem.
Ale ja się naprawdę bardzo cieszę z tego medalu! Z jakiegokolwiek nie jest kruszcu, to wielki sukces.
Ale po konkursie wyglądał pan na zawiedzionego...
Media to trochę przekręciły. Przecież nawet nie marzyłem o podium! Dotarło to do mnie dopiero, kiedy pani Irena Szewińska wręczała mi medal, gdy dostałem go do ręki. Kiedy rozmawiałem z dziennikarzami, byłem jeszcze w szoku. A moje wypowiedzi o tym, że czuję się zawiedziony, dotyczyły konkursu. Jeszcze nim żyłem. Żałowałem, że się tak ułożył, bo miałem szansę na złoto. Kiedy teraz oglądam finał, to wydaje mi się, że sędziowie zrobili swoje, a dwa spalone ich zdaniem rzuty były wręcz śmieszne. Nie wiem, może chcieli mnie wyrzucić z finału? No i wtedy zaczęła się nerwówka.
Szkoda, bo z formą trafiłem idealnie, trenerka przygotowała mnie perfekcyjnie na te trzy dni, kiedy trwały eliminacje i finał. Czułem, że mogę oddać rzut na złoto. Ale zadecydowały dwie pierwsze kolejki. Szkoda mi więc konkursu, a nie medalu.