Rz: Po ogłoszeniu pana zwycięstwa nie krył pan zaskoczenia oraz wspominał, że spodziewał się wygranej innego uczestnika finału. Jak z perspektywy czasu ocenia pan przebieg białostockiego konkursu?
Maciej Koczur: Teraz myślę o wielkiej motywacji i szansie na to, żeby rozwijać się jako dyrygent przed konkursem im. Grzegorza Fitelberga w Katowicach. To najważniejszy cel nie tylko dla mnie, ale i całej trójki białostockich laureatów. Jedną z nagród są też koncerty z polskimi orkiestrami, przede wszystkim zaś z NOSPR - zespołem na znakomitym poziomie. Postaram się wykorzystać najbliższe miesiące na to, żeby zdobyć jeszcze więcej doświadczenia. Z prostej przyczyny: my własnego instrumentu nie mamy i stawanie przed profesjonalnym zespołem, zwłaszcza tej rangi co Narodowa Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia, to wielka szansa.
Młody dyrygent nie może liczyć na kredyt zaufania, musi prowadzić orkiestrę mocną ręką.
Orkiestra inaczej patrzy na młodego dyrygenta niż na doświadczonego i niekoniecznie daje mu taryfą ulgową. My szczególnie jesteśmy brani pod lupę, dlatego musimy być dobrze przygotowani i wiedzieć, co chcemy zrobić z zespołem, żeby nie zawahać się ani na chwilę.
Pan już brał udział w konkursie im. Fitelberga w 2012 roku.