Maciej Krupa, Piotr Mazik, Kuba Szpilka chcą zabrać czytelnika w miejską wspinaczkę – rodzaj spaceru śladami tych, którzy przed, z górą, stu laty wpłynęli na charakter miasta. A są to przewodnicy nieoczekiwani: ceprzy, gruźlicy i Żydzi.
Przewodnik pierwszy
„Ludzie ci przywieźli wszystkie nałogi miastowe, wszystkie brudy rynsztoków miejskich i dzielili się tem z góralem po przyjacielsku przy kieliszku wódki lub szklance piwa w szynku" – pisał w 1904 roku „Przegląd Zakopiański". „Ludzie ci", to ceprzy, jednak nie powinniśmy brać tego do siebie, bo według pierwotnej definicji, ceper to nie każdy człowiek z nizin, lecz ten, który przyjechał w góry do pracy i zazwyczaj imał się zajęć najcięższych i najgorzej płatnych (oraz takich, w których górale nie mieli doświadczenia). W latach międzywojennych ceprami zaczęto nazywać też nieudolnych turystów, którzy nie potrafili się w górach zachować i wychodzili na wędrówki nieodpowiednio ubrani (ten typ ma się dobrze i dziś).
Ceprom poświęcono w książce wiele miejsca, bo w dużej mierze za ich sprawą Zakopane stało się oklepaną „stolicą polskich Tatr". Zbudowali drogi, kolej, a nawet huty, które jeszcze w początkach XX wieku dymiły w Kuźnicach (autorzy wskazują widoczne do dziś ślady).
Ceprzy, rozumiani w szerszym, bliższym dzisiejszego, znaczeniu wpłynęli też na uzdrowiskowy charakter tego miejsca – to oni pobudowali hotele i pensjonaty wzdłuż Krupówek, które – jak napisał Karol Stryjeński, architekt, twórca koncepcji rozwoju miasta – „nadały ohydne piętno Zakopanemu". Miał prawo do takiego sądu, chociaż zamieszczone w książce zdjęcie Krupówek z roku 1940 zdaje się przeczyć surowej ocenie – przedstawia spokojną uliczkę z drzewami, otwartym widokiem na Tatry i z rzadka rozrzuconymi domami. Dziś, to co innego.
Na mapie ceperskiego Zakopanego autorzy – obok legendarnej ulicy – zaznaczyli także pierwszy dworzec autobusowy, kolejki na Kasprowy Wierch i Gubałówkę oraz schronisko-hotel na Kalatówkach – wszystko przedwojenne.