Prawdą jest też, że rozmowy z Komisją Europejską (KE) o nowych programach operacyjnych zarówno regionalnych, jak i krajowych były nader długie mimo prób nadania im szybszego biegu przez ówczesną minister infrastruktury i rozwoju Elżbietę Bieńkowską (pochodzącą zresztą ze Śląska). Jednak negocjacje z KE to już przeszłość, a teraźniejszość i przyszłość to realizacja programów, a ta rzeczywiście nie wygląda najlepiej.
Co prawda Śląsk jest w pierwszej trójce najszybciej wdrażających program regionalny województw (za Pomorzem i Wielkopolską). Jednak w przypadku Śląska nie jest to też wielkie pocieszenie, bo tak się składa, że w okresie 2014-2020 to właśnie Śląsk, a nie jak dotychczas Mazowsze, ma najwięcej do zainwestowania. Mazowsze na skutek wzbogacenia się i doszlusowania do europejskich regionów lepiej rozwiniętych ma do zagospodarowania "ledwie" nieco ponad 2 mld euro podczas gdy Śląskie, aż o miliard euro więcej. Śląsk ma do dyspozycji 3,47 mld euro, a więc 11 proc. wszystkich pieniędzy z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego i Europejskiego Funduszu Społecznego, które na lata 2014-2020 przyznano szesnastce polskich województw. To duża szansa na kolejny krok w rozwoju cywilizacyjnym Śląska, ale i duża odpowiedzialność. Program musi przyspieszyć. Tym bardziej, że już za niespełna dwa lata, w 2018 r., dojdzie do tzw. przeglądu śródokresowego i Katowice będą musiały wykazać się przed Brukselą konkretnymi liczbami.
Trzeba mieć nadzieję, że Śląsk jako największy beneficjent nie zawiedzie, ale można mieć też i obawy jak potoczy się realizacja tego, jak i innych programów regionalnych. Skąd te obawy? Utrzymując się w tonacji podobnej do wypowiedzi samorządowców ze Śląska - faktem powszechnie znanym jest, że relacje pomiędzy resortem rozwoju, a władzami województw najlepsze nie są. Ministerstwo jest mocno zaniepokojone wolnym wdrażaniem programów regionalnych i winą za to obarcza władze województw. Słyszałem to osobiście z ust dwóch wiceministrów rozwoju.
Marszałkowie nie pozostają dłużni i twierdzą, że wina leży po stronie resortu, gdyż nie przygotował na czas wielu tzw. dokumentów horyzontalnych i wytycznych bez których nie można tak naprawdę ruszyć z realizacją programów w wielu obszarach. Nie mnie rozstrzygać gdzie leży prawda, bo być może, jak to często bywa, po prostu po środku. Zapewne marszałkowie większości województw z rozrzewnieniem wspominają teraz czasy współpracy z resortem rozwoju za rządów Elżbiety Bieńkowskiej. To się jednak nie wróci, a regiony, w tym Śląsk, trzeba rozwijać nadal. >R5