Po roku z „Frygą" szczecinianie widzą w niej symbol wszechobecnej fuszerki, bezmyślności i lekkiej ręki do wydawania publicznych pieniędzy. „Fryga" to tylko miejska zabaweczka za 200 tysięcy złotych, ale Szczecin równie lekko i bezmyślnie realizuje znacznie większe projekty. A to za 8 milionów złotych zabetonuje aleję kwiatową, a to wyda 13 mln zł na ścieżkę rowerową niezgodną z projektem i zdrowym rozsądkiem, a to za 54 miliony wymyśli nowy system zarządzania komunikacją miejską (e-bilety, monitoring pojazdów, tablice dynamicznej informacji itp.), który nie działał, tak jak należy ani jednego dnia. Udało się też za ponad 200 mln zł wybudować cztery kilometry Szczecińskiego Szybkiego Tramwaju, który nie jest ani szybki, ani atrakcyjny dla pasażerów. Dlaczego? Bo kończy się „w polu", jakby ze strachu wyhamował przed wielkimi blokowiskami Prawobrzeża. Kiedyś ma ruszyć dalej, tylko trzeba znaleźć na to kolejnych kilkaset milionów. Na razie urzędnicy muszą zmierzyć się z problemem pękających szyn (ktoś zaoszczędził na stali odpowiedniej jakości i wykwalifikowanych spawaczach?) oraz budowy przystanków autobusowych przy pętli SST. Wcześniej nie pomyślano o tym, że do tzw. szybkiego tramwaju ludzie nie będą chodzić dwa kilometry piechotą.
Pękająca „Fryga" przy tym to błahostka. Wykonawca rzeźby wyjaśniał urzędnikom – cytuję: „Obiekt jest prototypowy i nie można było przewidzieć wszystkich sytuacji związanych z produkcją, montażem i eksploatacją. Aby wykonać takie elementy, musieliśmy złożyć je z dwóch części, które są ze sobą sklejone na całej wewnętrznej powierzchni betonu mineralnego". Ekspertyzę udostępniono opinii publicznej, równocześnie wyjaśniając, że pęknięcia zostaną zalane żywicą, a rozwarstwienia wypełnione elastycznym materiałem odpornym na warunki atmosferyczne. Kiedy żółte i czerwone krążki znów popękały, sięgnięto po kolejne tłumaczenie: wybraliśmy niewłaściwą żywicę, z alkoholem benzylowym, który odparowuje. No tak – alkohol, jak to alkohol, odparował, pojawiły się naprężenia, polimerobeton zaczął pękać. Praw fizyki pan nie zmienisz... Przypomina się kultowy skecz z Kobuszewskim, Gołasem i Michnikowskim. Latem jest parowanie, zimą zamarzanie, jesienią deszcz, wiatr, a przez cały rok jeżdżą samochody. I powodują drgania, co jest kolejną przyczyną pękania Frygi. Wystarczające alibi dla projektantów, wykonawców, urzędników? Winna jest zawsze pogoda. Czasem – nierzetelni wykonawcy lub wandale.
Tak sobie projektuję, że gdyby „Frygę" na śródmiejskim placu wymyślono 50 czy 70 lat temu, jej wykonanie zlecono by sprawnemu ślusarzowi albo skręcono z drewnianych modułów, jakiś majster wylałby cokolik i stałaby sobie pół wieku. Odświeżana, co kilka sezonów za cenę dwóch puszek farby. Dziś to byłoby zbyt proste. Za dużo pieniędzy, także unijnych, jest do wydania.