Jeśli chodzi o zielonogórską „Księżniczkę", można mówić o niesamowitym zbiegu okoliczności. Otóż Robert Kuraś, reżyser spektaklu w Teatrze Lubuskim, miał okazję występować dobrych kilka lat temu w inscenizacji „Księżniczki" reżyserowanej przez Jana Englerta w Teatrze Narodowym. Dla początkującego aktora nie mogło być większego wyróżnienia i lepszej szkoły teatru.
Osobiście zapamiętałem z Narodowego spektakl o magii teatru, potędze wyobraźni i humoru. Świetna była scena, w której kochankowie z woli rodziców nie mogli być razem. Grana była pretensjonalnie, melodramatycznie, staroświecko. Aktorzy obejmowali się w nienaturalnych, operetkowo-baletowych pozach. Wtedy, nagle!, równocześnie tryskała woda ze stojącej obok fontanny, zsuwał się z nadscenia neon w kształcie tęczy, a tuż pod nim wyrastały słoneczniki i zwracały się ku słońcu jak w kreskówce. Publiczność wybuchała śmiechem. Nie pierwszy i nie ostatni raz Englert operował kontrastem.