Rz: Dlaczego podjęła pani decyzję, że to ostatni sezon w klubie AZS Łączpol AWFiS Gdańsk?
Monika Stachowska: Zawsze prowadziłam moją karierę dwutorowo, godząc piłkę ręczną z edukacją i pracą. Doba ma jednak tylko 24 godziny i nie jest możliwe w dłuższej perspektywie znalezienie czasu jednocześnie na pracę, mecze i treningi, a także życie rodzinne, które powinno być na pierwszym miejscu. W poprzednim sezonie, ze względu na grę w reprezentacji i walkę o igrzyska olimpijskie, zrobiłam sobie przerwę w życiu zawodowym, w październiku wróciłam jednak do pracy i zobaczyłam, że mimo doświadczenia, wykształcenia i samozaparcia, mam duże zaległości do nadrobienia. To, co robię teraz, mogłabym spokojnie robić siedem–osiem lat temu. A piłkarką ręczną nie mogę przecież być do emerytury. Zresztą uważam, że ze sceny najlepiej zejść wtedy, gdy jest się najlepszym. W tym sezonie już może tak nie jest, ale poprzedni miałam naprawdę dobry. Z perspektywy czasu uważam, że z kadrą osiągnęłyśmy wszystko co mogłyśmy (m.in. dwa razy czwarte miejsce w mistrzostwach świata – przyp. red.).