Dlatego właśnie lokalne władze na system edukacyjny chuchają i dmuchają. Co z tego, że centrala im w tym nie pomaga.
W Kujawsko-Pomorskiem rusza cała sieć programów wspierających uczniów na najróżniejszych szczeblach edukacyjnych. Oczywiście inicjatywa godna pochwały, ale z racji ograniczonych środków skierowana raczej do dość wąskiej na tle ogółu uczniów grupy.
Problemy z polskimi szkołami generowane są niestety w Warszawie w szacownym Ministerstwie Edukacji Narodowej, które najpierw ogłasza decyzje, a później lokalni urzędnicy muszą się głowić, jak sobie z nimi poradzić.
Wiek rozpoczęcia nauki najpierw obniżano, później podnoszono. Czy ktoś pomyślał o skutkach? Nie sądzę i dzisiaj w efekcie tych zmian siedmio- czy ośmiolatki rozpoczynają naukę o godzinie 12 czy 13. Co mają robić do tego czasu, jeśli ich rodzice pracują? Oczywiście siedzą godziny na szkolnej świetlicy, gdzie trudno oczekiwać przeprowadzenia jakichkolwiek merytorycznych zajęć, skoro co chwilę zmienia się skład grupy – jedne dzieci idą na lekcje, kolejne schodzą po ich zakończeniu albo na zastępstwo. Na jaki wysiłek intelektualny może się zdobyć dziecko po kilku godzinach siedzenia w hałasie? Kogo to interesuje.
Podobnie jak to, że choć wszyscy wiedzą, iż nauka języków obcych dla polskich uczniów to absolutna podstawa, to drugi język wprowadzany jest dopiero w siódmej klasie podstawówki. Do tego czasu dzieci zamożniejszych rodziców będą chodziły na prywatne lekcje i na wejściu grupa zostanie podzielona, ponieważ jedni zaczną się uczyć dopiero od podstaw. O tym jednak urzędnicy nie myślą, lepiej zastanawiać się nad przysposobieniem obronnym.