Choć najstrojniejsze palmy i najzuchwalsze nawoływanki kojarzone są z innymi regionami Polski, wielkanocne zwyczaje Podlasia to prawdziwa kopalnia dla etnografów. Artur Gawel, etnograf i dyrektor Podlaskiego Muzeum Kultury Ludowej, w książce „Rok obrzędowy na Podlasiu" opisuje obyczaje podlaskiej wsi obecne i w dawnych wiekach.
Jak najwyższa palma
Do niedzieli palmowej, nazywanej „Werbnicą", Podlasie przygotowuje się na długo wcześniej. Palma jako symbol witalności i długiego życia musi być jak najwyższa i jak najstrojniejsza. Zrobiona z gałązek wierzbowych przystrojonych wstążkami, barwionymi suszonymi zbożami i kwiatami oraz ozdobami z kolorowej bibuły, zwiastuje też siłę i powodzenie. W wielu rodzinach domownicy nadal uderzają się poświęconą już palmą, mówiąc: „Palma bije, nie zabije, wielki dzień za tydzień".
Ważną tradycją było „pisanie jajek", czym dawniej zajmowały się tylko kobiety. Na Podlasiu do izby, w której zbierały się „piszące", wstęp miały tylko one. Szczególnie niechcianym gościem był mężczyzna i gdy zdarzyło mu się wkroczyć do izby, kobiety zacierały po nim ślady, spluwając lub rzucając na ziemię odrobinę soli. We wsiach blisko wschodniej granicy odczyniały urok, który mógł rzucić intruz, posypując solą także pisanki, jeszcze nieozdobione jajka i przybory, którymi nanosiły ozdoby. Mówiły przy tym: „Jak ziemia woskowi nie szkodzi, tak niech twoje oczy nie szkodzą pisankom" albo: „Sól tobie w oczach, kamień w zębach". Malowanymi jajkami obdarowywały członków rodziny i chrześniaków, a podarowanie pisanki przedstawicielowi płci przeciwnej miało oznaczać sympatię.
Kopanki i korobki
Choć obecnie pokarmy święci się wyłącznie w kościołach lub kaplicach, jeszcze kilkadziesiąt lat temu święcono je przy przydrożnych krzyżach lub w domach z odpowiednio dużą izbą. W XIX w. powszechnie święcono je w dworach ziemiańskich, do których ściągali okoliczni mieszkańcy. Jak opisywał Zygmunt Gloger, dziewiętnastowieczny historyk i folklorysta, przybycie księdza mającego poświęcić pokarmy oczekiwane było z niepokojem przez mieszkańców wsi, a informacje, że nadjeżdża, przekazywano sobie od domu do domu.
Pokarmy, zniesione przez wieśniaków, duchowny święcił zwykle na ganku dworu. Duże wiklinowe koszyki, „kopanki", czyli drewniane niecki, słomiane „korobki" czy gliniane misy ustawione na dworskim ganku były zwykle biedniutkie – czasem mieściły ledwie kilka jajek i kawałek słoniny. Inaczej wyglądały święconki z bogatych domów. Jeśli przed świętami zabijano świnie, wkładano do koszyka świński ryj, kiełbasy i żeberka. Nie święcono mięsa drobiowego, co tłumaczono legendą, że kura wydrapała z ziemi schowane przez Cygana gwoździe do przybicia Jezusa. Zamiast dzisiejszej kromki chleba, w koszu wielkanocnym lądował też cały bochen, obok serów, masła, ciast, chrzanu i soli.