Kiedy mały Mirek Angielczyk wstawał o świcie, by towarzyszyć babci Józefinie w wyprawach do lasu, dziwiła się cała wieś. Bo jak to tak? Chłopiec? W dodatku kilkuletni? Ale kilkuletni to pół biedy. Mirkowi nie przeszło i robił to także dziesięć lat później. Pod koniec podstawówki sam zbierał zioła w lesie i woził je do oddalonego o 40 km punktu skupu. A potem, wieczorami, konfrontował znaleziska z podręcznikami do botaniki. Interesowały go nazwy łacińskie, cykle rozwojowe i dalecy kuzyni roślin żyjący na innych kontynentach.
Moda na ziołolecznictwo
Nietypowa pasja zaowocowała wygraną w olimpiadzie biologicznej i wstępem bez egzaminu na studia w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. Również tam wyróżniał się wiedzą o roślinach. Wykładowcy chcieli go nawet zatrzymać na uczelni, ale Mirosław Angielczyk postanowił wrócić do rodzinnej wsi Koryciny w powiecie siemiatyckim.
Już podczas studiów zauważył, że ziołolecznictwo, które dla mieszkańców jego rodzinnych stron było nie tylko 250-letnią tradycją, ale nierzadko koniecznością, zdobywa popularność w mieście. W grzmotnik, pokrzywę czy rumianek z Podlasia zdarzało mu się zaopatrywać dwa stołeczne sklepy z ziołami. Był ich najlepszym dostawcą, jeśli akurat wybuchła moda na zioło, którego nie było w aptekach. Tak było, gdy pewien profesor ogłosił w telewizji, że najlepszym lekiem na bielactwo jest budziszek cuchnący. Zioło, którego nie miała żadna hurtownia ani apteka, suszyło się w obfitości na podlaskich poddaszach.
Po studiach Mirosław Angielczyk dostarczał zioła do kilku punktów w Warszawie i Radomiu, a gdy liczba zamówień przekroczyła jego możliwości, w działalność zaangażował rodziców i rodzeństwo. Po roku postawił pierwszy budynek obecnej firmy, a potem kolejne punkty skupu. Po paru latach wybudował pierwszy budynek gospodarczy, a pakowanie ziół zaczął chałupniczo zlecać sąsiadom. Koryciny zaczęły wyrastać na poważny ośrodek zielarski na południowym Podlasiu.
Dziś jego firma Dary Natury przynosi ponad milion złotych miesięcznie, dostarczając do sklepów w kraju i za granicą ponad 700 ziół, mieszanek, naparów i przypraw pochodzących z podkorycińskich łąk i lasów. Jest wśród nich trudny do zbioru kwiat jasnoty białej, przelotu czy kora dębu, ale również pozyskiwane w województwie podlaskim ze stanu naturalnego: pączki sosny i topoli, kora kruszyny, kwiaty bzu, głogu, lipy i wiązówki, liść pokrzywy, liść maliny, brzozy, poziomki i jeżyny, ziele krwawnika, skrzypu, dziurawca i nawłoci, korzeń mniszka, korzeń pokrzywy, kłącze tataraku, owoce jarzębiny, tarniny, głogu, a także dzikiej róży.