Na początku lipca w lasach nadleśnictwa Bircza w pobliżu Przemyśla niedźwiedzica z dwoma młodymi zaatakowała drwala. Pilarz, opędzając się od podążającej za nim z rykiem napastniczki uruchomioną piłą motorową, szczęśliwie dotarł do samochodu. Gorzej skończyła się przygoda robotnika leśnego, który w marcu br. w lesie w pobliżu wsi Jałowe, kilka kilometrów od Ustrzyk Dolnych, znalazł się przypadkiem w pobliżu niedźwiedziej gawry. Rozjuszona niedźwiedzica potraktowała go pazurami i zębami – ofiarę ataku z poważnymi ranami nóg i rąk przewieziono śmigłowcem do szpitala w Sanoku. Podobne, mniej lub bardziej groźne, bliskie spotkania ludzi z niedźwiedziami zdarzają się na Podkarpaciu kilka lub kilkanaście razy w roku i stanowią stały temat lokalnej prasy i serwisów internetowych, jako swego rodzaju kronika kryminalna.
Turystyczna atrakcja
Największe europejskie drapieżniki – niedźwiedzie brunatne, wilki i rysie – są chlubą regionu. Wszystkie trzy gatunki, niegdyś spotykane lub nawet pospolite na terenie całej Polski, przetrwały czasy zagrażających im całkowitym wytępieniem polowań w XIX/XX w. jedynie w Bieszczadach. Dziś stanowią rodzaj atrakcji turystycznej. Szansa na spotkanie w lesie lub na górskim szlaku niedźwiedzia nie jest wielka, ale istnieje. W bieszczadzkich nadleśnictwach przy drogach przebiegających przez ostoje niedźwiedzi już przed wielu laty ustawiono znaki ostrzegawcze z ich podobizną. Turyści traktują je często nie jako ostrzeżenie, lecz informację, gdzie można, czasem nawet z okna samochodu, zobaczyć króla europejskich lasów.
Najgroźniejszy i największy drapieżnik Europy – dorosły samiec ma kłębie do 135 cm wysokości, nawet 250 cm „wzrostu", czyli długości ciała, i może ważyć nawet 400 kg – na szczęście dla potencjalnych ofiar ceni urozmaicony jadłospis. Żywi się pędami roślin, grzybami, owocami leśnymi. Łowi ryby i łapie żaby. Buszuje na polach kukurydzy i owsa. Poluje na jelenie, łosie i dziki, a czasem atakuje bydło i owce nocujące na pastwiskach. W poszukiwaniu miodu pustoszy pasieki.
Pół wieku temu żyło w Bieszczadach tylko kilkanaście niedźwiedzi. Obecnie jest ich kilkakrotnie więcej. Ile dokładnie, nie wiadomo. Oceny bardzo się różnią. Według leśników na terenie woj. podkarpackiego liczba niedźwiedzi może sięgać nawet 200. Zdaniem naukowców, wykorzystujących do monitorowania niedźwiedziej populacji metody telemetryczne, ukryte kamery, fotopułapki i analizę śladów DNA, jest ich trzy razy mniej. Według uśrednionych z grubsza wyników owych badań w Bieszczadach i Górach Sanocko-Turczańskich żyje 60–70 osobników, a na Pogórzu Przemyskim i w Beskidzie Niskim ok. dziesięciu. Razem to niemal 90 proc. niedźwiedzi w kraju. Pozostałe mieszkają w Tatrach, nie licząc pojedynczych samotników, np. w Beskidzie Żywieckim. Tatrzańskie osobniki sprawiają znacznie więcej kłopotów niż bieszczadzkie, strasząc turystów i domagając się od nich jedzenia. To efekt tzw. synantropizacji, czyli dostosowania się gatunku do życia w środowisku przekształconym przez człowieka. Niedźwiedzie, odznaczające się inteligencją i „ekologicznym oportunizmem", szybko uczą się szukać pożywienia np. w śmietnikach. W Bieszczadach takich potencjalnie niebezpiecznych osobników jest na razie niewiele. Wiadomo o pięciu niedźwiedziach, które, karmione przez turystów, zbliżają się do ośrodków wczasowych i dróg w okolicach Zalewu Solińskiego. Atakują człowieka, tylko gdy czują się zagrożone, w przypadku niespodziewanego spotkania, w pobliżu gawr czy ukrytych zapasów jedzenia. Zdarza się, że ludzie sami proszą się o nieszczęście. Kilka lat temu przedsiębiorczy turysta włożył głowę do gawry, a inny wjechał do niedźwiedziego legowiska na nartach.