W wielkim labiryncie atrakcji

To wyjątkowe miejsce, które przyciąga niezwykłą architekturą, kolekcją Józefa Czapskiego i... bizonami.

Publikacja: 24.09.2017 23:00

Zespół pałacowy w Kurozwękach ma wspaniała architekturę.

Zespół pałacowy w Kurozwękach ma wspaniała architekturę.

Foto: Rzeczpospolita, Witold Świtalski

Sława Kurozwęk jako zabytku i turystycznej atrakcji dziś rośnie, ale warto przypomnieć, że pałac był literacką inspiracją już dla Stefana Żeromskiego, który w „Popiołach" opisał go jako Grudno.

Pałac był właściwie najpierw zamkiem obronnym; po przebudowach w ciągu kilku wieków zmienił charakter. W pałacową rezydencję zaczął się przekształcać od XVII wieku. A po modernizacji przeprowadzonej w XVIII wieku przez wojewodę sandomierskiego Macieja Sołtyka stał się reprezentacyjną barokowo-klasycystyczną budowlą.

W tym pięknym pałacu 8 czerwca 1787 roku Maciej Sołtyk podejmował króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, którego był zwolennikiem. Witał go salwami artylerii, wystawnym obiadem, balem i koncertem. A razem z nim kanclerz wielki koronny Jacek Małachowski z małżonką, dziekan krakowski ks. Michał Sołtyk, dostojnicy i szlachta sandomierska.

Różową fasadę pałacu nadal zdobią medaliony z herbami Rawicz i Sołtyk. Ale w przeszłości Kurozwęki były własnością kilku słynnych rodów: Kurozwęckich, Lanckorońskich, Sołtyków i Popielów. Ci ostatni byli ich właścicielami od XIX wieku, gdy Emilia z Sołtyków poślubiła w 1833 roku Pawła Popiela herbu Sulima, późniejszego wybitnego przedstawiciela konserwatystów galicyjskich, publicystę, współzałożyciela „Czasu". On z kolei przeprowadził modernizację wnętrz pałacowych. Do Popielów pałac należał do 1944 roku. Po wojnie rodzina emigrowała,

 

Wielka przemiana

Na początku lat 90. XX wieku wrócił do rąk ich spadkobierców, którzy wykupili go od państwa. I dołożyli starań, by przywrócić mu blask, choć miał kompletnie zdewastowane wnętrza. Współcześnie modernizacją majątku zajął się najpierw Jan Marcin Popiel, który mieszkał w Belgii, ale gdy dostał spadek po stryju, przeniósł się z rodziną na kilka lat do Polski.

Pałac na początku XXI wieku został udostępniony do zwiedzania. Można tu zanocować, bo w pałacu i sąsiednich dwóch budynkach: dawnej oranżerii i oficynie, na gości czeka 50 miejsc hotelowych. Dojechać tu najłatwiej drogą z Kielc w kierunku Staszowa.

– Zwiedzanie zaczynamy w piwnicach, gdzie mamy szlak historii i legend - opowiada nam Witold Świtalski z działu marketingu i promocji. Jedna z legend mówi, skąd się wzięła nazwa miejscowości Kurozwęki. – Na Świętym Krzyżu, który jest niedaleko nas, pewnego razu diabeł rzucał kamieniami w tę stronę. A kiedy kamienie leciały, to kur zapiał i ostrzegł mieszkańców. Stąd Kurozwęki. – Ale to legenda – dodaje, bo naprawdę nazwa pochodzi od rodu Kurozwęckich, którzy zbudowali zamek.

Można obejrzeć także dziedziniec z renesansowymi krużgankami (od którego rezydencja bywa nazywana małym Wawelem), salę muzeum z fotografiami i pamiątkami rodzinnymi Popielów, jadalnię, kaplicę, salony Czerwony i Zielony. Obrazy sarmackich przodków na ścianach to fotokopie, ale zachowały się i oryginały, które znajdują się w depozycie w Muzeum Narodowym w Kielcach.

– Kaplica to jedyne miejsce, które ma autentyczne wyposażenie – relacjonuje Świtalski. Ołtarz barokowy ocalał, bo został przechowany w kościele w Kotuszowie. Z kolei obraz Matki Bożej Madonny Śnieżnej troskliwie przechowały siostry zakonne z kurozwęckiego domu pomocy społecznej. Nawet malowidła na tynkach przetrwały, bo w czasach komunistycznych w kaplicy zrobiono skład węgla, który ma właściwości higroskopijne i pochłania wilgoć.

Odrestaurowana polichromia rokokowa kaplicy przedstawia Przemienienie oraz sceny z życia świętych, patronów Anny i Macieja Sołtyków.

W części muzealnej znajduje się wyjątkowa, największa w Polsce prywatna kolekcja malarstwa Józefa Czapskiego, dziś należąca do Michała Popiela de Boisgelin (syna Jana Marcina). Liczy 23 obrazy, wśród których są autoportrety słynnego kolorysty, martwe natury, nadmorskie krajobrazy i portret markiza Gilles'a de Boisgelin, przyjaciela artysty, który go wspierał i kupował od niego te dzieła. Markiz to także francuski przodek Michała Popiela, stąd obrazy w jego rękach.

– Remont wnętrz pałacu będziemy prowadzić dalej, przywracając im XIX-wieczny wystrój, przez najbliższe dwa lata, z wykorzystaniem środków unijnych. Planujemy też napełnić zachowaną zamkową fosę wodą – zapowiada Witold Świtalski.

Amerykańskie bizony

Pałac otacza park angielski ze starymi drzewami, a za nim rozpościerają się łąki, na których pasie się stado bizonów. Turyści z aparatami fotograficznymi wsiadają na „westernowy" wóz i jadą do zagrody i na łąki, żeby zobaczyć je z bliska. Bizony amerykańskie w Europie to udomowiona rasa hodowlana, ale płowe zwierzęta w naszym krajobrazie ekscytują podwójnie, bo to rzadki widok, budzący filmowe emocje.

Historia Safari Bizon, jak nazywa się w Kurozwękach tę atrakcję, zaczęła się od tego, że rodzina Popielów wraz z pałacem odkupiła także przyległe ziemie. Były to głównie podmokłe łąki.

– Jan Marcin Popiel, spadkobierca majątku, zastanawiał się, co tu zrobić na tych łąkach, jak je zagospodarować - opowiada Witold Świtalski. Jeździł na targi do Poznania i tam poznał Belga, hodowcę bizonów, który prezentował tam swoje gospodarstwo. Pan Popiel sam zresztą przed przyjazdem do Kurozwęk mieszkał w Belgii, bo tam się urodził. Łatwo więc z belgijskim hodowcą się dogadał i to on przekonał go, żeby w Kurozwękach założyć pierwszą w Polsce hodowlę bizonów. I tak w 2000 roku amerykańskie bizony przyjechały na nasze łąki z największej europejskiej hodowli Bison d'Ardenne w Belgii. Początkowo było ich około 20 sztuk. Musiało upłynąć trochę czasu, żeby się zaaklimatyzowały. Dziś stado liczy 80 bizonów.

Poczuły się tu widać dobrze, skoro co roku przychodzą na świat młode bizonki, czasem nawet w bliźniaczych parach. Zyskały taką sławę, że wielu odwiedzających przyjeżdża do Kurozwęk specjalnie po to, żeby zobaczyć to niezwykłe stado.

Kiedy już wszyscy chcieli oglądać bizony, to w Kurozwękach pomyślano jeszcze o czymś specjalnym dla dzieci i tak powstało minizoo, gdzie mieszkają lamy, osiołki, struś, króliki, owce i kozy.

Warto także zajrzeć do stadniny z końmi czystej krwi arabskiej. Podczas pokazów dla odwiedzających pełne gracji konie prezentowane są w pozycji na stój i w kłusie. To okazja do poznania tajników ich treningu. Pod okiem instruktora można też samemu spróbować jazdy.

Jak wyjść z labiryntu

Współcześni właściciele wzbogacili pejzaż Kurozwęk jeszcze o zielone atrakcje, czyli dwa labirynty. Jeden jest stały, powstały ze strzyżonych buków. A drugi, co roku inny, na kukurydzianym polu formowanym w labiryntowe obrazy. To efekt zapoczątkowanej w 2007 roku współpracy z amerykańską firmą The Maize zajmującą się projektowaniem labiryntów w kukurydzy na całym świecie. Pierwszy kukurydziany labirynt w Kurozwękach ze ścieżkami w kształcie piłki futbolowej i wyciętymi napisami Polska–Ukraina zapowiadał Euro 2012. A tegoroczny labirynt przedstawia Tadeusza Kościuszkę na koniu pod Racławicami, przypominając o Roku Kościuszkowskim.

Osiem innych dotychczas zrealizowanych labiryntów to również unikalne projekty. W 2016 nawiązywał do twórczości Henryka Sienkiewicza, bezpośrednio do „W pustyni i w puszczy". W 2015 przedstawiał popiersie Jana Długosza, a w 2014 portretował Jana Pawła II. W 2013 przypominał o Roku Juliana Tuwima i jego słynnej „Lokomotywie". Tematami wcześniejszych były wizerunki: bizona w wiosce indiańskiej (to największy kurozwęcki labirynt) i Koziołka Matołka (powstały dzięki współpracy z Europejskim Centrum Bajki im. Koziołka Matołka w Pacanowie). Były też realizacje odwołujące się do Fryderyka Chopina z okazji 200-lecia urodzin kompozytora; św Jakuba oraz na obchody 50-lecia współpracy województwa świętokrzyskiego z obwodem winnickim na Ukrainie.

W obu kurozwęckich labiryntach prowadzone są gry i zabawy na orientację. Dużo trudniej nie zgubić się w labiryncie kukurydzianym, a obraz, jaki przedstawia najlepiej oglądać z lotu ptaka. Na stronie zespołu pałacowego w Kurozwękach znajdziemy fotograficzną dokumentację labiryntów, wykonaną z motolotni i drona.

Sława Kurozwęk jako zabytku i turystycznej atrakcji dziś rośnie, ale warto przypomnieć, że pałac był literacką inspiracją już dla Stefana Żeromskiego, który w „Popiołach" opisał go jako Grudno.

Pałac był właściwie najpierw zamkiem obronnym; po przebudowach w ciągu kilku wieków zmienił charakter. W pałacową rezydencję zaczął się przekształcać od XVII wieku. A po modernizacji przeprowadzonej w XVIII wieku przez wojewodę sandomierskiego Macieja Sołtyka stał się reprezentacyjną barokowo-klasycystyczną budowlą.

Pozostało 94% artykułu

Ten artykuł przeczytasz z aktywną subskrypcją rp.pl

Zyskaj dostęp do ekskluzywnych treści najbardziej opiniotwórczego medium w Polsce

Na bieżąco o tym, co ważne w kraju i na świecie. Rzetelne informacje, różne perspektywy, komentarze i opinie. Artykuły z Rzeczpospolitej i wydania magazynowego Plus Minus.

Regiony
Dolny Śląsk zaprasza turystów. Szczególnie teraz
Regiony
Odważne decyzje w trudnych czasach
Materiał partnera
Kraków – stolica kultury i nowoczesna metropolia
Regiony
Gdynia Sailing Days już po raz 25.
Materiał partnera
Ciechanów idealny na city break