W finale zamek w Niemodlinie uzyskał 33,3 proc. głosów i zajął pierwsze miejsce. Za nim uplasowały się pałac Potockich w Radzyniu Podlaskim (29,2 proc.), zespół wzgórza zamkowego we Fromborku (13,9 proc.) oraz zamki w Pszczynie i Łańcucie. Wcześniej w głosowaniu wojewódzkim wyprzedził największego lokalnego rywala, Zamek Moszna – jedną z największych osobliwości sztuki budowlanej w kraju, lokowaną przez znawców między oryginalnym, a nawet wybitnym, dziełem architektury a spektakularnym kiczem.
Zamek w Niemodlinie takich kontrowersji nie budzi. Nie ma, jak Moszna, 99 wież i wieżyczek, lecz jedynie podobny do wawelskiego renesansowy dziedziniec z częściowo zamurowanymi krużgankami, most z figurami świętych, wielką salę balową i potężne mury, które wznoszono na gotyckich podwalinach w XVI–XVII w.
Przyznanie mu przez głosujących tytułu „najlepszego polskiego zamku" – w pokonanym polu pozostały m.in. zgłoszone do konkursu na szczeblu regionalnym zamki królewskie na Wawelu i w Warszawie oraz zamek w Malborku – było ogromną niespodzianką. Nie tłumaczy z pewnością tego tryumfu jedynie wielka internetowa mobilizacja mieszkańców Opolszczyzny. Można natomiast przypuszczać, że głosujący ulegli urokowi nowości. Jeszcze dwa–trzy lata temu mało kto poza regionem wiedział bowiem o istnieniu zamku.
Laury w plebiscycie POT to niejako ponowne, oficjalne i uroczyste jego odkrycie – po siedmiu wiekach od czasów, gdy w 1313 r. książę niemodliński Bolesław Pierworodny zbudował w pobliżu dzisiejszego miejskiego rynku murowaną warownię, która zastąpiła drewniany kasztel. Na przełomie XVI i XVII w. nowi właściciele, Pucklerowie, a potem Promnitzowie przebudowali ją na czteroskrzydłową rezydencję późnorenesansową. Ostateczną formę zyskała w połowie XVIII w. – jej wnętrzom nadano cechy barokowe.
Przez następne stulecia nic nie wskazywało, by nad zamkiem ciążyła jakaś klątwa. Przeciwnie, pożary i wojny rezydencję jakby oszczędzały. W 1945 r. ulokowano w niej Państwowy Urząd Repatriacyjny, co ograniczyło niszczycielskie zapędy Armii Czerwonej. Później, przez 30 lat mieściły się w niej gimnazjum i liceum.
Degradacja budowli zaczęła się, gdy siłami osadzonych w okolicznych więzieniach podjęto w niej bliżej nieokreślone prace „modernizacyjne", przy czym np. w zabytkowej kaplicy urządzono śmietnik. Po 1989 r. kolejnym właścicielom – lokalnemu przedsiębiorcy, łódzkiej firmie o intrygującej nazwie Instytut Postępowań Twórczych oraz tajemniczemu Włochowi, hrabiemu de Ravignani – brakowało pieniędzy i pomysłów na jego zagospodarowanie. Przez ponad 30 lat zamek, zamknięty na głucho, stopniowo niszczał.