Informacja jest jeszcze gorąca – 15 stycznia 2018 r. Komisja Europejska zgodziła się, by wspierać mikro, małe i średnie przedsiębiorstwa sektora stoczniowego z pieniędzy dostępnych w aktualnej perspektywie budżetowej. Program regionalnej pomocy inwestycyjnej dla małych i średnich firm z branży ma objąć województwa zachodniopomorskie oraz pomorskie. Regiony mocno lobbowały za taką możliwością. Pomoc dla zachodniopomorskiego wyniesie około 77 mln złotych.
– Wywalczyliśmy w Brukseli zgodę na uruchomienie wsparcia dla naszych firm na innowacje, na rozwój, na badania. To bardzo dobra wiadomość dla gospodarki całego polskiego wybrzeża. Dzięki wyłonieniu regionalnych specjalizacji pieniądze z Regionalnego Programu Operacyjnego 2014–2020 zostały ukierunkowane m.in. właśnie na branżę okołostoczniową i logistykę oraz związany z gospodarką morską przemysł maszynowy. Dla całej zachodniopomorskiej gospodarki zarezerwowano aż 342 mln euro, z czego ponad 70 mln euro to środki na cele badawczo-rozwojowe – mówi Olgierd Geblewicz, marszałek województwa zachodniopomorskiego.
Sektor stoczniowy jest jednym z płuc zachodniopomorskiej gospodarki. Tylko w ramach Szczecińskiego Konsorcjum Okrętowego zrzeszonych jest 70 przedsiębiorstw ze Stocznią Szczecińską na czele, zatrudniających ponad 1500 osób. – Od lat wspieramy szeroko pojętą branżę stoczniową w Szczecinie. Sektor daje zatrudnienie tysiącom osób. Nasza pomoc skupia się na różnego rodzaju projektach infrastrukturalnych. Uzbrajamy tereny, budujemy niezbędne przyłącza i drogi, zapewniamy komunikację miejską. To niezwykle ważne, bo w związku z morskim charakterem miasta to niejako nasz obowiązek – uważa Piotr Krzystek, prezydent Szczecina. Branża stoczniowa znalazła swoje miejsce w „Planie na rzecz odpowiedzialnego rozwoju" Mateusza Morawieckiego.
Zmiany są konieczne
Europejski przemysł stoczniowy się zmienia. Silna pozycja Azjatów, którzy odpowiadają za ponad 95 proc. tonażowo ujętej produkcji okrętowej, jest nie do podważenia. Wielkoseryjna i wielkogabarytowa produkcja kontenerowców do Europy nie wróci. Ale nie oznacza to ostatecznego krachu branży, tylko konieczność szukania swojego miejsca na mapie. Niemiecką specjalnością stały się megajachty oraz statki pasażerskie, które odpowiadają już za 90 proc. wartości zamówień. Dziś największą stocznią naszych sąsiadów jest Meyer Werft, produkująca luksusowe Cruisery. Lürssen Group to z kolei jachty. Thyssen Krupp Marine Systems tradycyjnie zajmuje się zbrojeniówką. To zakłady ważne dla regionalnej gospodarki landów – w Dolnej Saksonii w branży pracuje ponad 6700 osób, w Meklemburgii – Pomorzu Przednim prawie 5000, a w Szlezwiku – Holsztynie około 4500. Od lat sektor jest wpierany przez rząd federalny. Dumą zachodniej sąsiadki Niemiec jest STX France ze stocznią w Saint Nazaire. Ta również musiała dostosować się do dominacji azjatyckiej konkurencji i nastawiła się na wycieczkowce. To wzór dla naszych firm.
Oczywiście ważna jest także produkcja zbrojeniowa, ale nie ona zdecyduje o przyszłości sektora. – Nie jest możliwe, żeby MON podtrzymywał stocznie zamówieniami dla marynarki, zresztą marża na okrętach dla wojska nie jest duża. Na przykład trójmiejska Remontowa Shipbuilding zamówienia rządowe realizuje poniekąd dodatkowo. Nie możemy się porównywać z Francją. Budżet marynarki to jedynie 600 mln zł. W Holandii stocznia wojskowa upadła i przejął ją gigant prywatny, czyli Damen. A przecież Holandia jest od nas silniejsza w dziedzinie zbrojeń morskich i zagranicznych zamówień – twierdzi Maksymilian Dura z portalu Defence 24, komandor porucznik rezerwy.