Jest prognoza demograficzna, która pokazuje, że tendencja gromadzenia się ludzi w wielkich skupiskach miejskich jest na razie nieodwracalna. W 2050 r. będzie nas w Polsce o 5 mln mniej. Tylko w pięciu miejscach w Polsce zwiększy się liczba ludności. To Gdańsk rozumiany metropolitalnie, Poznań, Warszawa, Wrocław, Kraków i może Rzeszów. Na terenach metropolitalnych pewnie jest wytwarzane z 70 proc. PKB Polski. Za dziesięć lat będzie tam powstawało 90 proc. PKB. Te obszary prędzej czy później otrzymają jakieś regulacje. Tylko muszą być one dobrze uszyte i nie możemy tracić czasu. Już teraz można by wyciągnąć z tych bytów znacznie więcej.
Wspominał pan, że mieszkańcy chcą zielonego miasta z czystym powietrzem. A tymczasem problem ze smogiem dotyczy także Wrocławia... Jakie powietrze w mieście zostawi pan następcy?
Dobre. To jest proces, który we Wrocławiu toczy się od dawna. Niedawno wojewódzki inspektorat ochrony środowiska potwierdził, że w ciągu ostatnich 20 lat jakość powietrza we Wrocławiu poprawiła się dwukrotnie. Jeśli polska norma mówi o tym, że ilość dni z przekroczeniami emisyjnymi nie powinna być większa niż 35, to w latach 90. mieliśmy ich ok. 100, w roku 2016 – 50, w 2017 r. – 45.
Pozytywna jest też wysokość przekroczeń. Kiedyś sięgała 250 proc., teraz maksymalnie 170 proc. Większość szkodliwej emisji jest związana ze spalaniem węgla i różnych innych rzeczy. Wrocław w latach 90. miał 90 tys. palenisk węglowych. W 2012 r. 30 tys., teraz mamy ok. 23 tys. Jeżeli zejdziemy do 10 tys. palenisk, to ilość dni z przekroczeniami będzie na poziomie 20. To powinno się za stać za cztery lata.
Dopłacacie do wymiany pieców?
Wcześniej wspierał to program KAWKA, ale się już kończy. My uruchomimy naszą własną KAWKĘ plus. To jeden strumień pieniędzy. Ale jest i drugi – to podłączanie remontowanych kamienic i całych fragmentów miasta do miejskiego ciepła. Udaje nam się też dogadać z gazownikami. Robimy program energetyczny dla Wrocławia.
Jak zmniejszymy emisję węglową, trzeba dobrać się do samochodów. To jest 20 proc. naszych zanieczyszczeń. Wśród nich za największą część odpowiadają samochody ciężarowe. Z tym sobie poradzimy, bo wypchniemy je na obwodnice. Pozostają samochody osobowe. Jak zaczynałem pracę, mieliśmy 380 samochodów na 1000 mieszkańców. Teraz jest 670. Do miasta wjeżdżało dziennie 40 tys. samochodów, teraz 240 tys. Z tym trzeba coś zrobić. Szczęśliwie rośnie nam liczba podróży rowerowych. Uruchomiliśmy też pierwszą w Polsce wypożyczalnię samochodów elektrycznych i to się kręci jak zwariowane: 200 samochodów ma ok. 1000 wypożyczeń dziennie. Mamy więc kłopot ze smogiem, ale jesteśmy w pozytywnej tendencji.
Ile wydajecie na szeroko zakrojony program walki ze smogiem w mieście?
Na walkę z tzw. niską emisją wydamy kilkaset milionów euro w ciągu najbliższych dziesięciu lat.
Rząd zapowiedział 750 mln zł na program termomodernizacji, ale potrzeby szacuje się nawet na kilkadziesiąt miliardów.
Podobno dadzą więcej, ale dla miast mniejszych niż 100 tys. mieszkańców. Kłopot w tym, że z pieniędzy europejskich nie możemy wprost wymieniać pieców, tylko musimy robić termomodernizację. Powinniśmy wcześniej przedyskutować z Brukselą, żeby wolno nam było wydać więcej pieniędzy na zduszenie smogu. Dopiero potem byłby czas na ograniczenie zużycia energii.
Skoro się pan żegna z urzędem, to jest okazja do podsumowań. Co jest największym sukcesem i porażką prezydenta Dutkiewicza?
Porażki mi jeszcze wyliczą. Na pewno zrobi to kandydatka PiS, która będzie mnie atakowała o wszystko. Przecież w mieście, w którym nigdy nie rządziła ta partia, nie może być rzeczy dobrych. Później pewnie mój następca (śmiech).
Na szczęście wrocławianie myślą inaczej. To wynika z diagnozy społecznej. Zadowolenie mieszkańców jest dla mnie najważniejsze. Wracając do trudności. Nie o wszystkim od razu wiedziałem. Pewnie inaczej rozłożyłbym akcenty. Częstokroć byłem zbytnio zarozumiały i apodyktyczny, za co przepraszam.
Co do sukcesów, to myślę, że wystarczy spojrzeć na miasto. Z jednego projektu jestem niezwykle dumny. Wrocław nie ma szpitali, bo ich właścicielem jest województwo. Mieliśmy wysoką umieralność okołoporodową niemowląt, ok. 7 promili. W ciągu dziesięciu lat zeszliśmy na 3,4 promila. Z tego jestem dumny i szczęśliwy. Poza tym to kosztowało niewiele, bo wyłożyliśmy 2–3 mln zł. Wystarczyło wprowadzić szkoły rodzenia, powiązać szpitale i wymusić zatrudnienie kilku specjalistów.
Jesteśmy numerem 1 w tworzeniu miejsc pracy. Jak zacząłem pracę w tym gabinecie, to samoloty z Wrocławia latały w trzech kierunkach. Teraz jest ich 56. Rocznie latało 200 tys. pasażerów, teraz 3,2 mln. To wszystko jest policzalne.
16 lat to 200 miesięcy. Zastanowiłem się, czy jestem w stanie wskazać 200 inwestycji infrastrukturalnych, które w tym czasie powstały w mieście. Poprosiłem pracowników ratusza, żeby je policzono – przestali przy 250. Zastanawiałem się, czy będę w stanie wskazać 200 firm, które zainwestowały w tym czasie we Wrocławiu, tworząc przynajmniej 100 miejsc pracy. Jak doszli do 250, to przerwali. Od momentu wejścia do UE, nie dzięki pieniądzom, tylko nowym warunkom, tu się naprawdę pozytywnie zagotowało.
Co pan będzie robił po listopadzie?
Nie wiem. Ale idziemy latem z żoną pieszo z Oviedo do Santiago de Compostela. Ustaliliśmy, że w trakcie tego dwustukilkudziesięciokilometrowego marszu wymyślimy, co robimy dalej. Nie chcę zbyt wcześnie podejmować decyzji, bo wtedy zacznę myśleć o tych nowych wyzwaniach, a do końca października chcę i muszę być skoncentrowany na obowiązkach związanych z Wrocławiem.
Nie mam dziś żadnych planów politycznych. Życie przyniesie jakieś rozwiązanie.