Rynek nieruchomości puchnie od pompowanej w niego gotówki. Tylko w ostatnim kwartale 2017 r. na nowe lokale w siedmiu miastach Polacy wydali aż 5,2 mld zł – podaje NBP. To rekord.
– Za te pieniądze w największych miastach Polski można było kupić ok. 14 tys. mieszkań – szacuje Bartosz Turek, analityk Open Finance. Dla porównania – w całym 2012 r. gotówkowe transakcje opiewały na 6,1 mld zł. Inwestorzy uciekają na rynek mieszkań z pieniędzmi wycofywanymi z mizernie oprocentowanych lokat. Wynajem lokali przynosi bowiem średnio 5 proc. zysku rocznie.
Z danych Home Brokera wynika, że największą rentowność najmu w dużych miastach oferuje Gdańsk – 6,5 proc. netto w skali roku; 5,5 proc. dają Białystok, Katowice, Lublin i Warszawa.
W tej sytuacji paradoksalnie zabrzmi informacja, że wraz ze wzrostem podaży lokali na wynajem rosną też czynsze. – Niewątpliwie na rynku wciąż jest – i długo jeszcze będzie – miejsce dla nowych inwestorów i nowych inwestycji – nie ma wątpliwości Artur Kaźmierczak, prezes firmy Mzuri Investments, która zarządza lokalami na wynajem w całej Polsce. – Wynika to z rosnącej liczby najemców, zarówno z naszego kraju, jak i z zagranicy. Nie pokuszę się o prognozowanie, gdzie i o ile wzrosną czynsze, choć myślę, że realny jest kolejny rok ze średnim wzrostem rzędu 3–4 proc. Wierzę w dalszy wzrost stawek najmu w Łodzi (8 proc. w 2017 r.). Ale mogą być takie miasta jak Poznań, gdzie w ubiegłym roku czynsze się nie zmieniły, czy jak Kraków, gdzie stawki spadły o ok. 1 proc. – zastrzega.
Blisko przegrzania
– W głównych miastach w Polsce rynek najmu jest nasycony zaledwie w 60–70 proc. – szacuje Łukasz Browarczyk, pośrednik z agencji BIG Nieruchomości. – Popyt na mieszkania na wynajem jest więc olbrzymi, co daje inwestorom wysokie stopy zwrotu.